Dumy moje

Taras Szewczenko

Dumy moje, dumy moje,
Jak­że źle mi z wami!
Przecz sto­icie na tych kart­kach
Smut­ny­mi rzę­da­mi?
Cze­mu wiatr was nie roz­pró­szył
W ste­pie, hen po świe­cie,
Lub nie­do­la nie uśpi­ła
Jako swo­je dzie­cię?

Ta nie­do­la was zro­dzi­ła w świat na po­śmie­wi­sko,
Łzy ką­pa­ły… Cze­muż łez tych to­pie­li­sko
W mo­rze was nie znio­sło lub nie zmy­ło w polu?
Nikt­by mnie nie py­tał, cze­mu ckny mi świat,
Nikt­by nie za­py­tał, skąd mi wą­tek bolu,
Cze­mu los prze­kli­nam… „Pę­dzi­wia­trów brat!“
Nie rze­kli­by, szy­dząc.
Dzie­ci, moje kwie­cie!
Po­com ja was tu­lił, was, swój drob­ny mak?
Czy choć jed­no ser­ce za­łka tak we świe­cie,
Jak jam z wami pła­kał? Może też to tak…

Może znaj­dzie się dziew­czę­ce
Ser­ce, za­drgnie w męce,
Łzami olśni ciem­ne oczy;
Ja nie pra­gnę wię­cej.
Jed­na łza — i jam na chwi­lę
Mo­carz nad mo­ca­rze!
Dumy moje, źle mi z wami,
Więc się wami skar­żę…

O tych czar­nych brwiach i oczach,
W noc bez­sen­ną, czu­łą,
Ser­ce — tę­sk­ne i ra­do­sne
Opo­wie­ści snu­ło;
Opie­wa­ło, jak umia­ło,
Siel­skie noce ciem­ne,
Stroj­ny w zie­leń sad wi­śnio­wy,
Piesz­czo­ty ta­jem­ne.
O mo­gi­łach i o ste­pach
Hen po Ukra­inie, —
Ser­ce śni­ło na ob­czyź­nie,
Mil­cząc w śnień go­dzi­nie.
Nie chcia­łem ja po­śród śnie­gów
Ko­za­czej gro­ma­dy
Z bu­ła­wa­mi, z buń­czu­ka­mi
Zwo­ły­wać na rady.

Nie­chaj mi ko­za­cze du­chy
Bu­ja­ją sze­ro­ko
W Ukra­inie, tam, gdzie kre­su
Nie od­szu­ka oko;
Gdzie, — jak wol­ność, co mi­nę­ła, —
Dnie­pru nurt roz­la­ny,
Step i step bez koń­ca, w ste­pie
Jak góry, kur­ha­ny.
Tam się lę­gła, tam uro­sła
Ta ko­za­cza WOLA,
Co wro­ga­mi, ta­ta­ra­mi

Za­sie­wa­ła pola;
Dżdżem prze­la­nej krwi skra­pia­ła,
Ste­pów żar chło­dzi­ła,
Aż spo­czę­ła. Oto nad nią
Wy­ro­sła mo­gi­ła.
Nad mo­gi­łą Orzeł czar­ny
Zwisł, spra­wu­jąc stra­że…
O mo­gi­le do­brym lu­dziom
Śpie­wa­ją kob­za­rze.
Ślep­ce — dzie­je opie­wa­ją,
A ja… ja — nie­mo­wa:
Mam ja łzy o Ukra­inie,
Ale nie mam sło­wa…
A o tro­skach — precz mi z tro­ską!
Ko­goż-to nie tru­dzi?!
Kto przez du­szę na świat pa­trzy,
Prze­ze łzy na lu­dzi —
Pie­kło przej­dzie na tym świe­cie
A w tam­tym…
Tro­ska­mi
Nie na­kło­nię so­bie szczę­ścia,
Gdy mi nie ła­ska­we.
Żyj­cież smut­ki czas nie­krót­ki,
Skry­te w ser­cu, krwa­we.
W pierś je skry­ję, w ser­ce wpi­ję
Wę­żo­wą ob­rę­czą,
Aby na­wet wróg nie prze­czuł,
Jak one mnie mę­czą.

Niech myśl moja, jak kruk czar­ny,
Wciąż krą­ży i kra­cze,
A me ser­ce w noc, jak sło­wik,
Jąk­nie i za­pła­cze
Ci­cho: lu­dzie nie wy­szy­dzą
Po­gar­dli­wą zgra­ją…
Mo­ich ran nie ocie­raj­cie,
Nie­chaj krwią spły­wa­ją!
Niech na cu­dze pola rze­ką
Moja łza się to­czy,
Aż na wie­ki mi za­sy­pią
Cu­dzym pia­skiem oczy…

Dumy moje, dzie­ci moje!
Całe ży­cie mrocz­ne
Was tu­li­łem, — wy­cho­wa­łem,
Cóż ja z wami po­cznę?
W Ukra­inę idź­cie, dzie­ci,
W na­szą Ukra­inę,
Po­pod pło­ty, sie­ro­ta­mi,
A ja — tu­taj zgi­nę.
Tam znaj­dzie­cie szcze­re ser­ca
I sło­wa ła­ska­we,
Tam znaj­dzie­cie szcze­rą praw­dę,
A może i sła­wę…

Przyj­mij, mat­ko Ukra­ino,
Te sie­ro­ce roje
Mo­ich dzie­ci nie­ro­zum­nych,
Jako dzie­ci swo­je.

Twoja ocena
Taras Szewczenko

Wiersze popularnych poetów

O zmierzchu

Słońce zgasło. O, jakże zwinne są i młode Zmierzchy czerwca, nim w północ głuchą się przesilą! Po wargach twoich dłonią, kształt czującą, wiodę, Jak po koralach, morzu wydartych przed chwilą……

z dziurawego dachu

takiemu jednemu, wymyślonemu. z dzieciństwa tylko ty potrafiłeś tak mówić, że mogłem cię słuchać przez kilka paczek papierosów, chociaż nie paliłem. gdy kładłeś łyżkę na stole rozstępowały się ściany i…

odwiedziny

Zakonniczka z dołeczkiem w brodzie i drewniany chrystusik patrzą na mnie złowrogo, a ja plastikowym grzebykiem czeszę włosy babci i dmucham w jej cienką puszystą kitkę, która jest nasionkiem dmuchawca…