Zazdrości naszej godne twe chwile,
Wieśniaku, który, lepszym wyborem,
W odległych włościach bawisz się mile,
Z niwą, sadami, łąką i borem.
Tam, wolen troski, w myślach swobodny,
Wdzięczniejszą rzeczy oglądasz postać,
Tam łatwo toczy dowcip twój płodny
Rymy w pamięci mające zostać.
Cieniowe góry i łyse skały,
A niecierpliwym pyszne potokiem,
Jeśli chcesz, by ci rozrywkę dały,
Masz je pod twoim codziennie okiem.
Pierwszym ci skrzydłem pędzić poczyna
Zefir powietrze natchnione wonią,
Którą wyciska z siebie drzewina
I ziółka pełne balsamów ronią.
Kiedy pasterka słońcem zbrukana
Nieuczonymi wywodzi tony,
Jak jest od chłopców prześladowana,
Nie jestżeś wtedy więcej wzruszony,
Niż kiedy Fryne z najętym włosem,
Co na cal bielu z rumieńcem bierze,
Sztucznie a przykro ćwiczonym głosem
Wiersz na paryskiej nuci operze?
Dalekim biegiem znużone wody,
Krótki spoczynek biorące w stawie,
Różnych kolorów, różnej urody
Chowają rybki ku twej zabawie.
Ta się zgubiła, ta chwyta znowu,
Ile im wędkę zapuścisz razy.
Nadpotrzebnego chciwe obłowu,
Śmieszne łakomców dają obrazy.
Jeśli cię nęci ptastwa łowienie,
Pod starożytnym ukryty klonem,
Skoro wystawisz rozkoszy cienie,
Latacze twoim stają się plonem.
A gdy, miłośnik zapamiętały,
Cietrzew nieborak w te padnie sidła.
Pomnij, aby cię nie uplątały
Podobnie kiedyś jakie pieścidła.
Zajączek ci się łatwo dostanie,
Choć patrzy zawsze i słyszy z dala,
Z wiatrem o rączość grające łanie
Niech twój raźniejszy ołów obala.
Lecz niech ma pokój niedźwiedź mrukliwy
I dzik, który się upornie broni:
Jak on jest srogi, jak on jest mściwy,
Tobie podobny doznał Adoni.
Jakże ty czasy trawisz fortunne,
Cieszy cię widok coraz to nowy,
Jedne nimfeczki jeszcze bezrunne,
Drugim się sypie włosek trzonowy.
Onych prostota, przyjemnie płocha,
Żal, bojaźń, radość oznacza krzykiem.
Wierzysz, gdy która mówi, że kocha,
Bo dusza nad jej mieszka językiem.
Z nimi wyścigiem przemierzasz błonie:
Która cię ubiec chcącego może,
Na jej zwycięskim przypinasz łonie
Twą własną ręką zrywane róże.
Na wsi jest tylko rozkosz prawdziwa,
Tam lud niewinny, szczery, rzetelny,
Tam radość mieszka i czułość żywa,
Do wsi zrodzony każdy śmiertelny!
Patrz, jak ten bogacz szczęsny z pozorów,
W mieście go wiąże błyszcząca dola,
Lecz mimo zbytków i złota worów,
I nudnych sytów tęskni do pola,
Zwozi murawy, zasadza gaje
Wpośród kosztownej w mieście struktury.
A choć się od niej oddalać zdaje,
Przemałpia jednak dzieła natury.
Miałyby więcej role zalety,
Nigdy byś z tamtych nie wyszedł krajów,
Gdybym ci przesłał wierne portrety
Tutejszych przywar i obyczajów.
Obfite żniwo! Lecz zamysł taki
Mojej nie zdobi wesołej liry,
Innym, gorzkawe lubiącym smaki,
Zostawiam nudne kreślić satyry.
Szacuj statecznie wiejskie przybytki,
Gdzie cię przychylne trzymają losy,
Gdzie trzy boginie* na twe pożytki
Karmią owoce, kwiaty i kłosy.
Lecz kiedy roku podlejsza pora
Za oddalonym słońcem nadbiegnie,
Pocznie cię dziwić długość wieczora,
Śnieg obnażone gałęzie zegnie;
Kiedy rozległe na sto mil ławy
Same na sobie rzeki uścielą,
Wtenczas ku murom zbliż się Warszawy,
Niech i stoliczni tobą się dzielą.
Albo lapońskie zaprzęgaj renny,
Które cię w szybkiej przyślizną sani,
Albo z odwagi chcąc być imienny,
W Mongolfijera nawiedź nas bani.
Przypis
Korzystaj z Franków latania daru,
Im te wynaleźć przystało dziwy,
Mającym z siebie najmniej ciężaru.
Wiesz – li początek ich osobliwy?*
Pan, co przed wieki Olimpem władał,
Liczne po świecie tworząc narody,
Chemicznym one porządkiem składał
Z ognia, powietrza, ziemi i wody.
Przyszła więc kolej Franków działania,
Ci, gdy żywioły dwa pierwsze wzięli,
W lot, nie czekając reszty dodania,
Z rąk się swojego twórcy wymknęli.