Własności soli

Stanisław Trembecki

Sól at­tyc­ką po­wa­żam, ko­pal­nej nie ga­nię,
Moż­na, ow­szem, po­chwa­ły szcze­rze pi­sać na nie.
Jaką ta w skarb­cach zie­mi roz­mna­ża się mocą,
Na­tu­ra nam to gru­bą prze­sło­ni­ła nocą.
Ci twier­dzą, że się ska­ła z wiecz­nych ogniów poci
I ka­mień sło­ny two­rzy z ta­ko­wych wil­go­ci;
Inni, że po ja­ski­niach swo­je gąsz­cze skła­dał,
Gdy moż­niej­szy Oce­an cały krąg po­sia­dał;
Chy­mik nie chce z tam­ty­mi łą­czyć zda­nia spo­łem
I z trzech swo­ich naj­pierw­szym są­dzi ją ży­wio­łem*.
Soli! czyś ty skład mo­rza, czy ży­wioł, czy ka­mień,
Spusz­czaj się w me po­tra­wy i w mil­sze je za­mień.

Co z głę­bin pra­co­wi­tym wy­rwać moż­na ha­kiem,
Nic soli wy­bor­niej­szym nie ce­lu­je sma­kiem.
Tak szczy­pie usta lubo, jako gdy w za­pa­le
Ostroż­ny ząb uci­ska na pier­si ko­ra­le.
Stąd jest tak po­żą­da­na, tak u wszyst­kich wzię­ta,
Że ją lu­bią za­rów­no lu­dzie i zwie­rzę­ta.
Pierw­sza sto­łów okra­sa, czy po­sty, czy gody,
Wszyst­ko mija, ta ni­g­dy nie wy­cho­dzi z mody,
Z mi­łych przy­czy­ny skut­ków nad inne mi­ne­ry
Ta naj­wię­cej przy­pa­dła do gu­stu We­ne­ry.
Sza­nuj­cie sól, nie­wia­sty, ona was roz­płod­ni,
Przez nie męże oj­co­stwa sta­wa­ją się god­ni.

Bo­le­sław, któ­ry nie­gdy rzą­dził Kra­ko­wia­ny
(Że się miał cze­go wsty­dzić, Wsty­dli­wym na­zwa­ny),
Gdy go raz oma­mi­ły za­wod­ni­cze człon­ki,
Słał z po­śpie­chem za Ta­try szu­kać so­bie żon­ki.
Kin­ga, jesz­cze na­ów­czas i raź­na, i hoża,
Była mu do zim­ne­go wy­zna­czo­na łoża,
A jako już ma­ją­ca wiel­ki kre­dyt w nie­bie,
Za­bra­ła sól oj­czy­stą ku męża po­trze­bie.
Ryły się żupy za nią i pod­ziem­nym bie­giem
Do­pie­ro nad wi­śla­nym opar­ły się brze­giem;
Ale że sła­by Pu­dyk z tego nie ko­rzy­sta,
Umar­ła Kin­ga w Są­czu, pła­czą­ca i czy­sta.

Że co dzień Eu­ro­pej­czyk wię­cej jest bo­ga­ty
Przez nowe od Ko­lom­ba zna­le­zio­ne świa­ty,
Że się Sław­nie Eli­jot bro­ni nad Cie­śni­ną,
Nie je­st­że oczy­wi­stą sól tego przy­czy­ną?
Ani dłu­go w for­te­cy, ni na mo­rzach onych
Ba­wić się bez żyw­no­ści moż­na by so­lo­nych,
Gdy więc tak wie­lą do­bra ta mi­ne­ra da­rzy,
Dzi­wię się, że jej Egipt nie sta­wiał oł­ta­rzy.
Ale przy tych przy­mio­tach ma też i przy­sa­dy,
Nade wszyst­ko, że nisz­czy pu­blicz­ne ob­ra­dy.
Wszak i pod na­szym okiem Sejm ze­psu­ła wol­ny,
Je­śli nie sól, przy­naj­mniej in­te­re­sik sol­ny.

Twoja ocena
Stanisław Trembecki

Wiersze popularnych poetów

Czapla, ryby i rak

Czapla stara, jak to bywa, Trochę ślepa, trochę krzywa, Gdy już ryb łowić nie mogła, Na taki się koncept wmogła. Rzekła rybom: „Wy nie wiecie, A tu o was idzie przecie”. Więc wiedziec chciały, Czego się obawiać miały. „Wczora Z wieczora Wysłuchałam, jak rybacy Rozmawiali:…

errata

miasta, pinezki, znalezione wieczory początki z marszu, niedograne ukłony pozory kurtyny i mów tak bez krzesła można się skończyć z samego zmęczenia, nie wiedząc nawet, że coś się zaczyna komponować i scalać. sklepowe pożegnania lub choćby tłumaczenia późnego powrotu, rytm wybijany gałęzią na morzu, niepomocny,…

Adenozynotrifosforan, czyli wierszyk dla Katarzyny G.

” – Czy mógłby pan nam wreszcie coś powiedzieć?” L. S. Christensen „Półbrat” ” – Oczywiście. Składam piosenkę nie więcej niż osiem minut.” G. Mochtre „Evalet” Będzie całkiem inaczej. Nic się nie spaliło. Widziałem, więc piszę. Masz pieprzyk przy ustach. Ten wiersz będzie  wierszem, nie…