Śliskie gody

Marta Podgórnik

Przywitajmy oto naszych dobrodawców, bladą parę z zaświatów,
co nad cukiernicą wzdycha już nie do siebie. Gdy idą ulicą,
jak rzęsy im trzepoczą przeprane zasłony. Tak, każdy jest tu ciekaw,

ile lat już liczą swoje błędne podchody, które pod racicą miętoli
więcej gówna. Neony niech krzyczą. Bo on już wpadł do rzeki,
prądy były silne, lecz stałe. Nie wymagał dobowej opieki, zrobił prawko
na walec. Ona uwielbiała topienie w wannach z epoki, kieliszki z kryształu,

i epolety, i mundur, gdy go prasowała, osuwał się jak trupia suknia,
normalnie przeciekał przez jej palce pianistki, którą nie została.
Po wszystkim. Po wszystkim jest cierpienie rzeczy wyrzucanych na amen,
jest spacer w zaświatach, i szmata, którą zmywa krew w pewien poranek.

Poranne tańce krewki na gresowych kaflach.

4/5 - (1 głosów)
Marta Podgórnik

Wiersze popularnych poetów

Dzieci z moich wierszy

Dzieci z moich wierszy: mała dziewczynka podglądająca naród. Sześcioletni chłopczyk w poziomkach policzków mają już około czterdziestu lat. Nie wystarcza im magiczna sztuka aby bezpiecznie przepłynąć przez sen. Walczą z…

Rozdzielczość

a wszystko wskazywało jakby uniesionym palcem morze pełne sensu wylewa za burtę wyobraźni to tutaj dwa dystychy znaczą więcej niż wyż sumiennie biorący w panowanie granice markowane seksem jaźni rosnących…

Ludzie na moście

Dziwna planeta i dziwni na niej ci ludzie. Ulegają czasowi, ale nie chcą go uznać. Mają sposoby, żeby swój sprzeciw wyrazić. Robią obrazki jak na przykład ten: Nic szczególnego na…