forsa & farsa

Marta Podgórnik

świnie w kinie, konie w kozie, psy w jury? ciężki chleb przekładu.
„intoksykacja” w „klo” z użyciem lustra i banknotu „sto”

czarnoskóra gwiazda ginie tragicznie w wieku 22 lat
Że na koniec się dowiem Ot tak się toczy świat (?)

Baker Street zgodnie z przewidywaniami śpiewa G. Rafferty
za to One night in Bangkok okazuje się numerem The Chess

mało, że ja; Ty to też ktoś inny!
czy sąsiadeczka przekroczyła próg? wlazła przez balkon?

słuchała czarnoskórych gwiazd gdy kochaliśmy się głośno (ja)
i bez zabezpieczenia (bo ironia ma swoje granice?)

producentka telewizyjna pyta o dane
jej asystent wyskoczył po paracetamol (parter)

zapałka zgaśnie właśnie gdy popatrzysz; Marianne Faithfull
przemyca wrzesień,

ale to marzec jest gorszy odkąd trzymam w „czaszy” chińską kulę;

demi-seki nie smakują mi jak jedynego popołudnia
gdy granatowy szlafrok stylowo wedle broadwayowskiej sztuki

opadł i nie pożałowałeś że zwracam się do Ciebie wyłącznie
za pomocą tytułów wielkich dzieł epickich;

od Brand New Heavies we Wrocławiu wolałam Alphaville na Wybrzeżu
neony baru czynnego w trakcie seminariów z kultury

(która już nawet w kiblu nie umie obejść się bez cyfrowej kamery)

mówiąc o płci sztuki do trzech kamer liczę że zdejmują
ten, o ile istnieje, lepszy profil

pieniądze i nadzieja w szkle skoro na przejściach Nowy Świat
po latach odtwarza ten dialog

nie będę pisać, że mamy romans skoro już nie mamy
jednak na epitafium wciąż mi za wesoło

kiedy z klamerkami i skrępowanymi na plecach rękami
patrzę z 36 piętra hotelu na smutne ośnieżone miasto

w którym sny mają zawsze przepisową długość
tabletki pomagają a nasz czas się kończy

Twoja ocena
Marta Podgórnik

Wiersze popularnych poetów

Sens

Kiedy umrę, zobaczę podszewkę świata. Drugą stronę, za ptakiem, górą i zachodem słońca. Wzywające odczytania prawdziwe znaczenie. Co nie zgadzało się, będzie się zgadzało. Co było niepojęte, będzie pojęte. A jeżeli nie ma podszewki świata? Jeżeli drozd na gałęzi nie jest wcale znakiem Tylko drozdem…

Niechętnie

A gdybym umarła naprawdę – nic by się nie działo. Zebrałaby się rodzina z czarnymi chorągwiami. Może by się im nawet przez chwilę płakać udało. Słońce szłoby normalnie. A dzieci machając nogami siedziałyby wysoko na chmurach. Nikt nie przerwałby dzwonków spotkań telefonów wyborów nowego Napoleona…

Nie mówmy więcej o tym

Nie mówmy więcej o tym Cóż ci powiedzieć mam? Z upartą mą tęsknotą Zostanę sam na sam Nie warto już wspominać Dziecinnych, dawnych lat Odchodzisz – twoja wina Nieznany woła cię świat