Jak Atlas dźwigam hardo na barkach własne niebo –
wzwyż się przedłużam pionem:
azotu –
pary –
tlenu –
barometr serca krew ciśnie jak rtęćne srebro,
by zmierzyć ciężar szczęść
na skali pulsu przemów;
lecz nie znam wcale cyfr, o których cyrkle prawią
i nie znam wcale liczb barometrycznych ciśnień,
gdy nocą brzemię nieb
w konarach
moich
ramion
zakwita jaśnią gwiazd jak drobnokwietną
wiśnią –
To jest nie lada sztuczka:
udźwignąć własne szczęście –
radośnie,
świętokradzko
nie ugiąć się pod niebem –
jak Atlas dźwigam hardo na barkach siną przestrzeń,
na której słońce z miedzi
jaskrami
znaczy
przebieg.