Cóż są, o Panie, miasta możne?
W zatraty, w zguby swej godzinie
są jak ucieczka przed płomieniem
i nic im nie jest pocieszeniem,
i jako cień ich dzień pominie.
A tam jest śmierć. Nie tamta, co ukłony
już im w dzieciństwie dziwne zasyłała —
tamta śmierć mała, byle zrozumiała;
ale jak owoc cierpki i zielony
w nich śmierć osobna, własna, niedojrzała.