Niewysławiony Marcinie,
Coś w ogromnych brzuchów gminie
Pierwsze roty godnie wodził
I rozkoszne chwile płodził!
Choć weteran, wodzisz jeszcze,
Słusznie cię więc tam umieszczę,
Gdzie wesołość hasłem głośnym,
Hasłem rzeźwym i donośnym.
Gdzie bluszcz laurem, gdzie dzban tarczą,
Gdzie przywódcy nie dostarczą,
Tam gdzie żwawo, tam gdzie hucznie,
Marne względem mistrza ucznie.
Tak wśród stepów, tak wśród zaspów
I Kaukazów, i Hydaspów,
Pewien, iże świat pokona,
Wiódł tryumfy bożek grona,
A mistrz sylen w nimf orszaku
Zatrudniony tylko w braku,
Gdy reszty gronów wyciskał,
Śmiał się z ucznia, choć i błyskał.
W wdzięcznej radości osnowie
Biegli satyry, faunowie
I w też same idąc ślady,
Nimfy i hamadryjady
Wzbujałego brodą, wąsem
Skocznym zabawiały pląsem.
A rozkosznej chwili sprawca,
A radości prawodawca,
Co zgnębił troski z frasunkiem,
Ledwo mowny hojnym trunkiem,
Choć i winobrania przeszły,
Uśmiechnął się — grona zeszły.
Praprawnuku prapradziada,
Pij i śmiej się; mędrców rada
Zła winnicom, pić chcą tłuszcze,
Sławne laury, lepsze bluszcze.
Okryj nimi czoło twoje,
Fraszka wielkość, fraszka boje.
Co orzeźwi, co ucieszy,
Co łagodzi, co rozśmieszy,
Mimo to, co mądrzy plotą,
Dobrej chwili jest istotą.