Otrzymawszy ten list siedziałem przez godzinę
na sofie w biurze Lidwella, zastanawiając się
czy nie kupić rewolweru i nie przepuścić
światła dziennego przez wydawcę. Później
już tylko kamyki, chrzęst żwiru, taki pomysł
żeby już tylko gotować, patrzeć jak jesz
i mówić ” tak, to jest tak właśnie” . Oddzielać
to co ma śmierć w sobie ,od tego co jej nie ma.
Poszedłem w stronę domu. Powiedziałem ho, ho
na widok rowerzysty. Przez moment stałem
przed bramą, w pełnym słońcu, ani człowiek
ani zwierzę, obecny, całkiem po prostu.