Rondo

Edward Pasewicz

Zapisuję zdarzenia
zimy są rodzajem wodospadu
i nie brzmi to absurdalnie.
Złodzieje wydają się
nieruchomym stawem, w którym
znikają przedmioty. Ale słowa
dzieją się tak źle jak oni,
zgarniają nas i na pętli
muszę ci odpowiedzieć:
nic nie mam, zniknęło.

Idziemy do domu, który zbudowano
na miejscu ogrodu.
Pamiętam wiatr,
co wyginał gałęzie, gdzieś zapisałem
ten wiatr i teraz plącze się w umyśle
drgająca witka leszczyny,
ruchliwa jak oszołomiony węgorz.
Zamiast podłogi gałęzie,
konar zamiast sufitu, sypialnia
pełna zimnych i wilgotnych liści.

Teraz jest tu pusto, dom stracił zęby
dziąsła rozmiękły i mięśnie drżą,
rosa osadza się na niezdrowej skórze.
Linoleum traci połysk za dnia,
budzi się nocą, kurcząc i pękając.
Dzielnica jest zła i złe są urzędy,
zła pogoda i źle dobrane słowa, by
opisać ten stan — krzyk orlika
nagrany przez ornitologa, jego
głos jak szron.
Mam suchy język i nie chcę
klepać modlitw. Nawet nie
dochodzimy do furtki, kiedy
zmieniam plan. Lepiej zostać
tutaj. Patrzeć jak na sąsiedniej
parceli kopią fundamenty

3/5 - (1 głosów)
Edward Pasewicz

Wiersze popularnych poetów

Dziki człowiek

Ja dziki człowiek boję się słów zimnych ciężkich obojętnych Boję się cierpkich uśmiechów przymrużeń oczu wzruszeń ramion Kiedy byłam dzieckiem pisałam wiersze na strychu żeby się nie śmiali Godzinami rozmyślałam jak wyleczyć chorą nogę żaby siedzącej w rowie Dziś jak wtedy pragnę rąk które głaszczą…

PROBLEMY Z HERBATĄ

A kiedy omijasz trudności, przestajesz improwizować — życie drętwieje, fabrykując życie i nie śni ci się nawet, że jakaś inna prawda wykonuje pracę, gdy druga prawda opuszcza teren, więc nic dziwnego, że jesteś gotów za puszkę czarnej fasoli robić w cudzym mieszkaniu pokazy podnoszenia ciężarów…

Publiczność do poetów

Wiecznie śpiewacie na tę samą nutę! Śpiewacie rozpacz dziką i bezbrzeżną, Serca przedwczesną goryczą zatrute I melancholie mglistą a lubieżną, Senne miłoście szpilkami przekłute, Rany zadane jedną rączką śnieżną, I omijacie skrzętnie każdą radość – Strojąc się w duchów księżycową bladość.   Po tysiąc razy…