I.
Coraz to więcej skały ścieśniają ścian biodra,
Czarna dzicz, naga – i ponura coraz bardziej,
Ciasno, duszno – pod górę, góry coraz bardziej
Leżą na drodze – nagle –
Błysła szyba modra!
Rozsunęły się skały, wokoło granity –
Czy to kształty szatanów, co z niebios leciały
Strącone tu i w bryły modre skamieniały?…
O nie! Bo niebo cichych fal pieści błękity –
Jest chwila, gdzie w naturze święto – jak w kościele,
Grają zdroje i drzewa, milkną burzy szały,
A cisza po niebiesiech gwiazdy swoje ściele…
Morskie Oko to Tatrów dusza zwierciadlana –
Patrzcie! teraz jest taka chwila!…
Na kolana!
II.
Polsko! kto twych piękności niezaznał przed grobem,
A inny świat zachwytu młodem wciągnął tchnieniem,
Jest jak poganin dumny swej siły istnieniem,
Co nieczuł gwiazdy świata wstającej nad globem…
Bo piękność reszty ziemi — a ty śpiąca jeszcze
To Wenus marmurowa, przy boskiej Madonnie,
Co stoi matką wieków nad światy obronnie,
W szaty nieśmiertelności strojąc duchy wieszcze!
Tam — akkordy chaosu — piękny kształt bez treści,
A ty cicha, dziewicza, jeszcze niepoznana,
Budzisz się w grotach ojców wołając Hozanna!
Jak słowo, co się w ciało przetwarza w boleści —
Zdrowaś! wstająca z martwych Polsko Chrystusowa!
U czoła z Duchem Świętym — Ery — Polsko nowa!…
III.
Z nad skał błękit jak Boga pierś rozwarta światu,
Morskie oko w anielstwa zatonęło ciszę,
A nad niem w niebiosach orzeł się kołysze,
I natura w ogromie swego majestatu!…
Przeciw słońcu, Granitów mur! gruzy Babelu!…
Rosną tęsknotą w błękit bez końca, i końca,
A po nich całowane promieniami słońca
Jak lud co nad otchłanie bez steru i celu,
Piany czarnego stawu w przepaść lecą grzmiące
A w środku Modre oko — ciche tęczujące
To zwierciadło aniołów, gwiazd i słońca twarzy!
Lecz kiedy rykną chmury na tych szczytach śpiące,
I piorun czoło Mnicha swym wieńcem rozżarzy:
Trąba anioła!… światy na sąd powstające!…
IV.
Płyńmy! płyńmy! już stoim na przejrzystej toni —
Za nami brzeg skalisty chmurą błękitnieje,
Cicho pomyka tratwa — a głębia czernieje,
I ogromy kołyszą się cieniem tych błoni…
O świątynio natury, kto myślą młodości
Niezaduma się w tobie, ma tylko pół duszy!
Duch szaleje pięknością! i piekło niezgłuszy
Głosu, co śpiewa w piersi — o nieśmiertelności!…
Stójmy!… o ciszo wielka! wśród olbrzymich tworów —
Tonę źrenicą w świat ten bez słów, i bez wzorów,
Morze światła trysnęło z eterów bez chmury,
Czarne skały na lila zmieniają swe czoła,
W falach zagrał promienia blask, odstrzelon z góry,
To wschód słońca!… jak promień w ciemnicy kościoła!…
V.
MORSKIE OKO (w nocy).
Czy to słowa Jehowy, pomście poświęcone
Śpią w bryłach, aż je świata burzyciel ożywi?
Nad ich ścianami błękit światło nowiu żywi,
I milionami gwiazd sklepienia zawieszone!…
Skały na fale w ciszy rzuciły swe cienie,
Jezioro jak miłości głębia niezmierzona
Nad niem w cieniach postacie grozy Laokoona,
Prometeuszów kształty zaklęte w kamienie…
Lampą grobów piramid zawisł księżyc blady,
Tam! tam! pod czarnym stawem kiedyś w skałach kute
Będą groby dla wieszczów Polski Zmartwychwstałej, —
Kaskada zamknie otwór tej groty wspaniałej,
W której zawiśnie arfa nad lutnie Hellady,
A Polska strun jej dotknie… na znajomą nutę!…
VI.
I w milczeniu północnym … co rok w te ciemności
Jasny anioł z obłoków ku tym skalom spłynie,
Uchyliwszy zasłony wód, co ścianą płynie,
Trąci arfę, by śpiewać hymn męczeństw ludzkości!…
I staną zasłuchane planet kołowroty,
A dziejów głos odpowie, że drgną skał posady,
I znowu ścianą spadnie zasłona kaskady
Grzmotem sprawiedliwości i Boga tęsknoty!…
I Nemea wśród afer wszech świata się ozowie,
A w ciemność runą starzy, przeklęci bogowie,
Na gruzach pagód fałszu, po szkieletów stosach
Polonez duchów świata zabrzmi w ludów głosach,
I zatrzęsą się kości tych, co rozpaczają,
Czując, że wszystkie ludy w Bogu zmartwychwstają!…
VII.
BURZA W MORSKIEM OKU.
Ha! ten ryk! czy szatanów starły się plemiona
I w wściekłości na siebie miotają skałami?…
Wichry rozczochranymi szarpią sosn grzywami,
Co przeciw nim podniosły konarów ramiona…
Grzmot rodzi tysiąc grzmotów, co rozgrzmiane w górze,
Rozdarte po otchłaniach głucho się staczają,
Jak gdyby wszystkie działa — dzwony ziemi, zgrają
Wrzasły — o jednej chwili w spiekielnionym chórze!
Fale wstają górami i taranią w skały
Bryły toczą ze szczytów piorunowem echem —
Chmury rozplotły warkocz — dwa światy związały…
W tem — z burzy trysnęła tęcza! —
Chmury z toń oddechem
Grzmiąc dziko uciekają… już cisza dokoła —
Milknie groza szatańska — kolej na anioła!…
VIII.
Coraz rzadziej grzmot ryknie, rozgrzmiany po górach,
Po turniach huczą piany wezbrane potoku…
O! kto raz widział lica burzy w Morskiem oku,
Nic więcej nieobaczy — chyba Boga w chmurach!…
To głosy Jehowiczne, co z Sinaju grzmiały —
Bo gdy piorun roztrzaska i oberwie skałę,
Co wali się z swych szczytów w bezdni piany białe
Człowiek — przeczuwa Boga — wieczności gmach cały!…
Po chwili — znowu jasno — cichy szafir toni
Odbił w swem licu niebo… przez niknące chmury
Słońce wyjrzało złote, i na ziół milionach
Złoci brylanty rosy, z hojnej burzy dłoni —
Tajemnie znowu milczą turnie na swych tronach
Poglądając w otchłanie i fal świat ponury…