Wrzesień 1967
I jakim prawem mieliśmy w sobie aż tyle nieprzezorności, aby w bezsennym przedziale spędzić noc, wysiąść, drżąc z zimna, i znaleźć między dnem szarych chmur a warstwą rudych szpilek śliski od mżawki, pusty po sezonie camping – garść słupów do siatkówki i sklejkowych ruder, zza których grzmiało morze; aby w przemokniętym domku z dykty nie … Przeczytaj wiersz