To było chyba wtedy, gdy z liści ściekał listopad.
Więc był błotnisty ogród i ciebie już nie było.
Moje życie, któremu twoja śmierć się śniła
– szczur –
dziury w ogrodzeniu poszukać pobiegło.
To było właśnie wtedy, gdy gwiazda nieba pochmurna
nad ogrodem ściemniała; gdy echo co podsłuchało
twój głos
ze środka śmierci przedłużyło
za płot do ucha podbrzusza.
Więc kiedy już nie mogłem dojrzeć tropu łapek
szczurzych na dróżce; kiedy listopad mi kapał
z włosów; gdy lepka gwiazda co z rozpiętych spodni
rosła – spadła do błota,
wtedy byłem tobą.