U okna urywa się niebo i –
Dachy zlatują na miasto,
gniazdo widnokręgu.
Dalej –
Po powietrzu spada widok gór.
Ze słońcem na podniesionym ręku
pole, ogromne, które nie ma ciebie,
zaszło.
Tam – dolinom w granicie moje oczy ułożyły dna,
tam – moje usta wymówiły hale,
nad którymi słyszysz mój oddech z chmur?
Tu –
i –
Dzień stoczył się jak łza.
Julian Przyboś