I znów czuję u ramion linię gór, a jeszcze
nie opadła ze mnie
tamta wysoka przestrzeń –
znów horyzont wspiął ziemię
jak łuk tęczy
w niebo.
A jeszcze tam, w urwisku, tam lina po tobie
drży,
gdy tu, za siódmą górą, ja tym oto, ledwo
pochyłym
wzgórkiem, lecz tak ostatnim, że pochował twoją
pamięć,
schodzę,
a jedno puste miejsce na przełęczy
od którego przed rokiem oderwałem stopę,
dolega mi jak miejsce po stopie
w odciętej po kolano nodze.
I znowu z całej siły
toczę w górę kamień,
ruchomy nad wszystkimi szczytami fundament
spokoju.
Góry na górach – patrzone na widzianych – stoją.
Julian Przyboś