Słońce wzeszło ze wzgórz olbrzymiej,
widok spłynął w dolinę.
Na wiosennej, znów widocznej ziemi,
skazanej na rozstrzelanych,
stoję.
Jeśli – zginę?
Niosłem swoją poezję jak żołnierz imię
w blaszce na piersiach przeciw kulom dwóch wojen.
W kraju ojca,
żytnim dziedzictwie,
starczy roli pod słowo
ostatnie.
Pracowałem głębokoorną mową,
siałem miłość,
a czułem zawsze – salwa padnie,
padła;
spocznę śród oraczy:
Niech kolebka mojego wzroku, szczyt Patra
położy mi na oczach swój widok
mogiłą.
W widnokręgu, który objął mnie w dzieciństwie,
Ziemia nieść mię będzie w wieczność koło słońca.