Nie gódź się nigdy z przymusem człowieczeństwa,
z przymusem nadziei, z niewolą szczęścia.
Twoją jedyną prawdą jest zwierzę, które rozszarpuje boga
w tajemniczo cichych głębinach czerniejącej krwi.
Jakże mógłbyś błogosławić skrytobójczy los,
ciemność z sidłami, dołami i furiami
przebranymi za żądze, gdzie tonąca zieloni gospoda
jest tylko zarośniętym więzieniem przy zakręcie drogi!
Tak, twoja wiara w morze, twoja nadzieja na wiatr
jest tylko trzepotem wróblich skrzydełek w żelaznej klatce.
Widzisz ich jak skamienieli we własny posąg
i pod działaniem mechanizmu przymusu rozpadają się powoli w ruinę.
Różane gniazdo miłości kaleczy rękę do krwi.
Obnażają się wilcze zęby. Mężczyzna i kobieta – dwie połowy
zwrócone ku sobie jak karciane figury: walka
między ślepymi, którzy nie znają własnej broni.
Widziałeś świetliste grzbiety koni
biegnących stromizną zboczy w górę między falami drzew.
Lecz nawet zwierzęta ze swym bardziej wyostrzonym instynktem
nie potrafią uniknąć pułapek, zastawionych w zieleni.
Człowiek przegnał swoje zwierzę i wygasił
żar swoich wewnętrznych obrazów. Bladzi mężowie
ukradli dobro i przemienili je w zło: teraz
podnosi się zło, żeby pomścić tamtą wiarołomność!
Ukradli Chrystusa i wciągnęli w górę jego ramiona,
rozprostowali jego gniewne dłonie, sfałszowali dramat,
dali mu oczy z oliwek zamiast płomieni
i ukryli jego męskie ciało w białym grobie płaszcza.
Kto jeszcze pragnie pożreć serce lwa
lub języczek słowika? Męstwo i miłe brzmienie
są tylko jednym z przekleństw, przymusem
z krwawymi korzeniami w ziemi zapomnianej przez ludzi i Boga.