Niewidomską czapulę wdział Migoń na głowę
I poszedł do Jawrzona w sady czereśniowe.
Stał Jawrzon przy dwóch ulach – ubrany od Święta.
„Kto się tak bezcieleśnie w mym sadzie waleta?
Słyszę kroki odważne, lecz wroga nie widzę.
Odsłoń twarz, abym stwierdził – kogo nienawidzę!;..”
„Po głosie zgadnij wroga, co cię dziś nawiedził,
I wyznaj, żeś czarami mą zbrodnię wyśledził!
W jednym ulu ukryłeś – westchnienie mej winy –
W drugim – duszę zabitej przez mnie dziewczyny.
Oddaj mi oba sprzęty zdobiące mą zbrodnię,
Bo mi bez nich w pałacu – czczo i niewygodnie!…”
„Nie ja – ciebie – rzekł Jawrzon – lecz tyś mnie ograbił –
Dziewka wpierw mnie kochała, niźliś ty ją zabił!
Ledwo na mnie spojrzała w czereśniowe sady,
A już ją umęczyłeś za nikły cień zdrady!
Znalazłem ją w parowie więcej, niż nieżywą!
Imię swe na jej piersi wyżarłeś – pokrzywą!
I nie wszystką znalazłem: brak wargi i ręki!
Coś z nią czynił? Odpowiedz! Lub – męki za męki!”
I przeżegnał się Jawrzon i tak – w imię Boga
Mieczem niewidzialnego chciał wyszperać wroga.
Na to zaśmiał się Migoń: „Bawmy się w chowanki!
Mów, co wolisz? Cichanki czy może – klaskanki?…
A zważaj, byś na oślep potrafił się bronić!…
Sam ci mieczem o miecz mój pomogę zadzwonić!…”
Zadzwoniły dwa miecze. Maj zmierzchał upalny.
Jeden wróg był widzialny, drugi – niewidzialny.
Obaj zwarli się ściśle – z kolanem kolano,
Ale tylko jednego – jak walczył – widziano…
Do obydwu mrok śmierci na palcach się skradał,
Ale tylko jednego widziano, jak padał.
Aż słońce, poranniejąc w obłokach nieśmiało,
Rozwidniło dwa trupy i obok dwa ule
Rozwidniło dwa trupy i obok – dwa ule
I jedną niewidomską na krzaku czapulę!…