Ślub

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Zapalili gromnice,

zawiesili wieńce

u złotego ołtarza —

za nogi, za ręce

powlekli dziewicę

i aptekarza.

Ksiądz do nich przemówił jak zwykle po chińsku,

ze słodkim uśmiechem na ustach.

Matki śmiały się z żalu

i płakały z radości,

ręce składając na biustach.

Po czym oblubienicę w przeźroczystym woalu

otoczył tłum świetnych gości.

Zaś na chórze złośliwie kłaniały się z kątka

skrzydlate embriony, czerwone dzieciątka

i odpędzały z gniewem raka, nowotwora,

który tu zajął miejsce jeszcze wczoraj z wieczora.

Twoja ocena
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Wiersze popularnych poetów

Zona

Planety, co najjaśniejsze sąWidać z Ziemi tylko w ciemną nocZastanawiam się, po co im ten blaskJeśli razem raz na milion lat Nasze dusze są blisko, lecz trochę zapomnianeMoże jedno z…

Tragarze

Tragarze. Pod moją stałą obserwacją. Idę za nimi zabezpieczając ślady. Tropiąc ich długie zaszyfrowane palce. Śmiertelne wełniane płaszcze z metalowymi guzikami nadawczo-odbiorczymi. Wchłaniam ich bezdomny aromat. Podziwiam nałóg dźwigania. Przechodzą…

Dłoń

To wszystko trwa czy mija. Co zostanie, gdy nieświadomi poczujemy dłoń wspartą o ramię nasze, o trumny i kochanie, a spod nas grzmotem zarży niewidzialny koń? I co? czy jak…