Był chłopiec który z głową na ramieniu
usnął przy stole nakrytym serwetą
Był pusty pokój kobieta w żałobie
oparła stopę o podnóżek aby
poprawić czarną kokardę pantofla
Było sukienne kłębowisko płaszczy
w prowizorycznej szatni na zabawie
porozrzucanych jakby kto ze złością
daremnie szukał czegoś po kieszeniach
Z głębi tej szatni czasem dochodziły
śmiechy kobiece i głos najpiękniejszy
Te trzy obrazy jednakowo stare
wracały chociaż nie były wspomnieniem
obsesja szatni wracała najczęściej
Wszystkie odeszły wszystkie trzy i nie wiem
czy coś znaczyła dzisiaj jestem wolny
klasyczny w sobie przejrzysty jak kryształ
czysty jak kartka czystego papieru
Nie to nieprawda one znów wracają
te trzy obrazy które znaczą znaczą
dużo lub mało nic lub bardzo dużo
Prędzej ja minę a zostanie chłopiec
śpiący przy stole a przed nim nieznane
ogromne morze czasu do przeżycia
Kobieta w czerni może była śmieszka
z natury Jedno tylko wiem na pewno
że szatnia była jak twarz bez urody
i piękny Kłos był udręką dla ucha