Nie chce klucza od przepaści, od żadnych studzien,
nie jest perłą perła na dnie mórz ukryta.
Kamienie kradną imiona niebu, kamieniom – ludzie.
Zginie królestwo rzeczy – będzie rzecz pospolita.
Rubin gorący patrzy okiem cherubina,
jak kot kosmiczny krzemień zachwala się iskrzeniem:
w maszynach, w drzewach, we mnie, wszędzie woła:
Przemień! Daj piękne imię mnie i maszynie.
Sokami rzeczy tętnią.
Pod rzeczy korą płonie i płynie!
Prądy faliste, zasupłane linie
schodzą się ze mną w pulsujące jedno
i porastają w urodę
barw wielorakich i w kształtów polot.
Jak trzoda pastucha, tak mnie więzi miasto,
drzewo mówiące płodem,
gniazdo ciężarne ptactwem,
rozkwitających rzeczy apolog.
Jak koń łaciaty rży świat do wodopoju!
Jak pies się pręży w słońcu i na księżyc szczeka!
Odzieram rzeczy z kory i rozcinam słoje
diamentem wypalonym przez mądrą maszynę,
krzemieniem, który ma imię człowieka, rubinem,
mitologią dni moich.