(Gminy żydowskie i instytucje filantropijne
wysyłają małe dzieci uchodźców do Anglii,
Holandii i t.d.)
wszystko było za głośne… za skomplikowane
zamazane i dziwne i zasnute łzami…
przyszli straszni jak w kinie
tak wcześnie nad ranem
i mówili tak głośno… i stukali kolbami…
tatusiowi jak cowboye lufami grozili
a mama miała za duże i za straszne oczy…
i tatuś się jak starzec załamał i schylił
pięść ścisnął… i zawył… i sprężył i skoczył…
potem taty nie było i była tylko cisza
a mamie drżały ręce przy krajaniu chleba
i pytała czy kroki na schodach ktoś słyszał
i paliła świece i wzywała nieba
i potem przyszli inni – lepsi ale obcy…
i zabrali dzieci i było coraz gorzej
w pokoju tłoczyli się tacy sami chłopcy
a potem był pociąg i okręt i morze…
i strasznie i pusto i szaro – bez treści…
i wszystko się nie chce tak w główce pomieścić…
z mgły z labiryntu tylko się wyłania –
ta droga – ta droga… i znak zapytania…
czy urośnie pokolenie przerażonych ludzi –
których będzie po nocach każdy szelest budził
stuknięcie na schodach – dźwięk obcego głosu
wtrącą w odmęty popłochu – chaosu – –
ludzi co drzwi zamykają na zamki
– gotowych do skoku gdy ktoś dotknie klamki
ludzi niepewnych co cnotą – co grzechem
ludzi z strwożliwym lękliwym uśmiechem
ludzi palących listy – – –
ludzi niszczących adresy – – –
ludzi nie umiejących śpiewać – – –
ludzi szukających w oczach przechodniów – –
spojrzenia siostry czy brata? – – –