Choćbyś morzem żeglował,
choćbyś lądem wędrował,
nie wiem jaką krainą
ciekawą –
ona wezwie cię dłońmi,
sen ją w nocy przypomni
i jak dziecko zawołasz:
Warszawo!
A niech zerknie mój bracie.
księżyc na Mariensztacie
albo liść zawiruje
złotawy –
niech wiatr dmuchnie od rzeki,
a już jesteś na wieki
zakochany w urodzie
Warszawy.
Bo to ona, wciąż ona,
tarcza niezwyciężona,
promieniami okryta
i sławą.
Myśli nasze wciąż o niej.
Serca nasze wciąż do niej.
Wszystko dla niej. Dla ciebie,
Warszawo!