W Warszawie

Konstanty Ildefons Gałczyński

Cały dzień oddaję do reparacji gramofon –
nie mogę wyjść, nie mogę dojść do mechanika;
służąca poszła podniecać się teozoficznie –
trudno! ślicznie!

W każdym razie Żoliborz socjalizm przenika,
to znaczy, że służąca ma czas na kulturę,
a kultura to jest po prostu czas płynący jak muzyka.
Zresztą Marysia wyglądałaby z gramofonem cudacznie,
bo proszę: załóżmy – wyjdzie na ulicę, a tu deszcz padać zacznie
„i z nieba aż do ziemi spuszcza długie smugi
jak…”

Gramofon – 600 zł – człowiek się boi –
i to naprawdę smutne:

taka mała służąca, deszcz i „His Master’s Voice”…
Godzina 11.32. Gra katarynka:
tili-duu… toli-duu – smutek.
„Dzwony Kornewilskie”.
Cholera z katarynkami!

A Marysia, proszę pani, zajmuje się teozofiami,
zamiast myśleć o sprawach ziemskich…
może to i lepiej: sam zaniosę, zdążę.
Jeszcze by ją napadł Antoni Kociemski,
słynny wąsal żoliborski,
ognisty złodziej gramofonów,
potem by jeszcze zaszła w ciążę
2 objawami choroby morskiej…
(Dużo ciąży w Warszawie… Wojna?)…
Tili- duu… toli -duu…
Lecą confetti tonów,
świecą confetti tonów,
płaczą confetti tonów…
tili… boli…
ti… ty…
Warszawa.

Cały dzień oddaję do reparacji gramofon,
już 13-a. Nie mogę oddać!
ba, nie mogę wstać z tego zawieszonego w niebiosach fotela,
którego gałki w kształcie anielskich twarzyczek,
a w kształcie kobiet leżących poręcze.
Przy telefonie portrety: po twarzy Norwida biega ironiczny słoneczny promyczek,
a Wyspiański ma taką twarz, jakby mówił: – Pan je brzoskwinie, a ja się męczę.

Czas płynie.

Nieruchome i realne są tylko te cztery brzoskwinie.
Cały dzień oddaję do reparacji gramofon –
ale czy to wypada, gdy jestem Jupiter Stator
(czy widział kto Jowisza z gramofonem?),
bożek,
na tronie, z berłem, z orłem, z małą złotą baletnicą, tańczącą mi na dłoni rozpostartej
jak co?
jak morze…
Jestem zbyt bogaty dla tego świata.
Lepiej zostanę gwiazdą nad małym niemieckim miasteczkiem
albo pszczołą, która koło twych uszu lata.

Cały dzień oddaję do reparacji gramofon…
nie mogę…
13-a, 14-a, 15-a, 16-a,
telefon, telefon…

telefon to jest dziecinny płacz tego miasta,
tego dziecka chorego na trwogę.
Warszawianie! i co macie z tych telefonów,
gdy nocą wracacie do nie kochanych domów?
PUSTE RĘCE –
PUSTE RĘCE!
Zupełnie tak jak w mojej piosence.

Cały dzień oddaję do reparacji gramofon.
Już wieczór.
Może wieczorem?

Mechanik mieszka gdzieś na ulicy Suzina…
Suzin, Suzina – kto to jest?
Filareta, filomata?

Wieczór po Żoliborzu jak Wergiliusz z latarką lata…
8 Suzina.

Twoja ocena
Konstanty Ildefons Gałczyński

Wiersze popularnych poetów

Cień nad granicą

Na czesko niemieckiej granicy, gdy tylko kończy się dzień, widują strwożeni celnicy wlokący się smętnie cień… Wiatry w zaroślach jęczą i mrok jest i nocny chłód cień snuje nicią pajęczą widmowy kolczasty drut… Armatę przywleką jękiem, pięść wznosi i spluwa zły a po tym żołnierską…

Zdumienie

Czemu w zanadto jednej osobie? Tej a nie innej? I co tu robię? W dzień co jest wtorkiem? W domu nie gnieździe? W skórze nie łusce? Z twarzą nie liściem? Dlaczego tylko raz osobiście? Właśnie na ziemi? Przy małej gwieździe? Po tylu erach nieobecności? Za wszystkie czasy i wszystkie glony? Za jamochłony i nieboskłony? Akurat teraz? Do krwi i kości? Sama u siebie z sobą? Czemu Nie obok ani…

Dzwonki

Na drzwiach wisiała kartka czytelna tylko z bliska – „Dzwonek czynny – proszę dzwonić” i trzy nazwiska: Do pani L. jeden raz, do pana K. razy dwa, a do doktora trzy razy…   Kartka taka wisiała, żeby ludzie wiedzieli, potem była selekcja i – wzięli……