I oto siedzieli obok siebie, jak niegdyś bywało.
Czerwone jabłko upada w trawę. Bydło
z ciężkimi wymionami – nierealne
w kurzu białej drogi. Kołyszą się kłosy.
Upada, i zaraz się podnosi. Zielone
ślady na podkolanówkach. Odrzutowiec
przecina niebo. Nie wiem, kiedy
się to zaczęło. Pada.
Cień na wzgórzu. Ręce
są nieporadne. Szlak piegów –
od nasady nosa aż po wgłębienie
obojczyka. Próbujesz sięgnąć
głębiej. Cembrowina się kruszy.
Ślimaki nasiąkają wodą. Dudni
na dnie dni. Bliżej niż zwykle –
na świerkach – mgła.