HWDP

Paweł Lekszycki

Przyszedł do mnie Pan, wślizgnął się poprzez judasza i stanął
u wezgłowia łóżka. I powiedział Pan: „nie wódź się na pokuszenie,
Szycki, nie chodź Szycki do hipermarketów, tam Sodoma
z Gomorą, tam Szatan zastawia swoje kolorowe pułapki, i jeśli tam
pójdziesz, kupisz sobie czerwone buty ze skóry i nie będziesz
miał już na życie i będziesz się musiał zapożyczać u ludzi i wobec
ludzi będziesz miał zobowiązania, a oni Ciebie będą
mieć w kieszeni, podczas kiedy Twoja kieszeń pozostawać będzie
pusta i hodować w niej będziesz węża. Nie chodź do hipermarketów,
Szycki, tam Szatan zostawił dla Ciebie czerwone, skórzane buciki,
które będą Ciebie w sumienie uwierać, chociaż dla stóp takie obuwie
jak siódme niebo, ale siódme poty obleją Cię, Szycki,
jeśli u ludzi się zapożyczysz. Nie chodź do hipermarketu, Szycki,
tam Szatan ma swoich ludzi, którzy o Twoje się będą ubiegać
względy, jak zalotna dziewczyna albo redaktor naczelny pisma
literackiego o przychylność ubiegać się będzie nadzianego forsą frajera.”
To rzekł i przez judasza odszedł, a mnie obudził sygnał telefonu,
przez który biegł do mnie głos Ewy. „Pójdź do hipermarketu,
Szycki, tam wielka obniżka cen i promocje odważne jak pies
Chojrak, i ceny przystępne jak Johny Bravo, i produkty piękne
jak Catherina Zeta Jones. Pojedź ze mną do hipermarketu, gdzie święta
obchodzi się od poniedziałku do niedzieli. Pojedź ze mną do Reala, Tesco,
Praktikera, Ikei. Pojedź ze mną do Macro i Media Markt, tego powinni
zabronić
. Nie wzbraniaj mi spacerów bulwarami Auchan, Geant`a,
Carefour`a. Pokaż mi przestronne pasaże, gdzie przystojni mężczyźni
mrugają zalotnie z zawrotnie kolorowych plakatów, gdzie dwanaście
koszy i dwanaście w nich rodzajów pieczywa, gdzie rozmaitość ryb
i płatków śniadaniowych Nestle.” Pan u mnie był i rzekł: „Nie chodź
do hipermarketu, Szycki”, a oto ja, bosy niesłużebnik Pański! A oto
moja karta płatnicza szara jak Katowice o zmierzchu, kiedy ja
wolałbym, żeby była złota jak odsłonięte w chytrym, skąpym uśmiechu
zęby rosyjskiego Żyda. A oto brzeg Styksu, gdzie wkłada się
dwuzłotowego obola pod języczek metalowego wózka na zakupy, a oto
Cerberowie w czarnych kostiumach Solida i danse macabre przy półkach
z wszelkiej maści towarami. Oto ja: bosy niesłużebnik Pański, dryfujący
w zapomnieniu o możliwościach płatniczych szarej karty bankowej poprzez
odmęty Lety. Był u mnie Pan i rzekł: „Nie chodź do hipermarketu, Szycki,
tam Szatan zostawił dla Ciebie czerwone, skórzane buciki”. I oto dziewiąte
wrota magnetycznych barierek. Przez tę granicę nie przemycisz niczego,
za co byś nie przepłacił. A oto katharsis, czas oczyszczenia: bankowego
konta, witalnych sił i rozsądku. I jeśli przyjdzie do mnie Pan i poprosi:
„Szycki, oddaj mi swoje talenty, które moje są”, nie przyniosę Mu ich
wielokrotności ani nie pobiegnę do ogrodu, gdzie bym je miał
zakopać, ale wstanę z łóżka zmęczony i powlokę się do przedsionka,
przyniosę Mu czerwone, skórzane buciki firmy Kacper i zacytuję mu
słowa księgi: „jak zwał, tak zwał, generalnie zwał”.

Twoja ocena
Paweł Lekszycki

Wiersze popularnych poetów

Coś musiało się stać

I Dojrzały sady do zbierania jabłek. Coś musiało się stać. Spadkobiercy gatunku wzrok ćwiczą uważnie. Dzień z nocą ożeniony stał się nagle moim krewnym. I cała rodzina zarosłych trawników. Nie…

Dogonić kota

W mózgu szuflady mam od A do Z Tylko dlatego trochę o nim wiem A poza tym… Nie dam się wam zwariować I duszę i ciało schowam Ogrodzę je chińskim…