Robak Zdobywca

Edgar Allan Poe

Patrz gala w Nocy lśni salonach —
Od dawnych, smutnych lat
Strojnych aniołów chór w zasłonach,
Ze łzami w oczach siadł —
Niby w teatrze siadł — i patrzy
Na dramat łez i krwi.
Orkiestra zaś w ton najbogatszy,
Melodią sfer im brzmi.

Aktorzy — Boga obraz sam —
Coś krążą, coś biegają —
Coś szemrzą — szepczą tu i tam.
Ach, lalki, które drgają
Na rozkaz istot bezforemnych,
Co scen zmieniają krąg —
Roznosząc szmerem skrzydeł ciemnych
Jęk niewidzialnych mąk.

Pstra iście sztuki tej intryga —
Każdy ją pomni widz:
Widziadło, które wiecznie ściga
Tłum, co nie ujmie nic.
W jednakim wiecznie krążąc kole —
Na jeden punkt powraca:
Szaleństwo — grzechy i niedole —
I strach, co życie skraca.

Lecz, spojrzyj! W ciżbę tych aktorów
Coś pełznie, coś się pląta:
Czerwonych sunie rój potworów
Z pustego sceny kąta.
Sunie a sunie, aż się zerwie
I ciała graczy ssą.
Płaczą anioły, widząc czerwie —
Przesiąkłe ludzką krwią.

Zagasły światła — wkoło mrok
Śmiertelnym — patrz! — piorunem
Na każdy ludzki spada wzrok
Kurtyna swym całunem. —
Anioły, ze łzą u swych powiek,
Żałują nieszczęśliwca —
Bo słuchaj: Dramat ten — to Człowiek.
Bohater? Robak Zdobywca!

przekład Antoni Lange

Twoja ocena
Edgar Allan Poe

Wiersze popularnych poetów

Ulica Krupnicza

Ulica Krupnicza, moja dobra koleżanka z pierwszego roku, już prawie przestaje wzruszać, już mnie nic nie wciąga pod dwunastkę, chyba już nie mam ochoty popróbować, czy drzwi się nadal tak ciężko otwierają, może jedynie na widok skrzynki na listy zrobiłaby się we mnie jakaś rzewność,…

Anioł

Czemu leciał tak nisko ten anioł, ten duch, Sięgający piersiami skoszonego siana? Wiatr rozgarniał mu skrzydeł świeżący się puch, A od kurzu miał ciemne jak murzyn kolana. Włos jego — hartowana w niekochaniu miedź! Oczy płoną miłosnym nieskalane szałem! Snem wezbrała mu w skrzydłach niewiadoma…

Pożegnanie z psem

Na szept mój wielki łeb się poruszył. No cóż, mój drogi – bieda. Przykro mi bardzo, ale brak funduszów. Trzeba cię sprzedać. Już nie będę pod przewodem twoich czujnych uszu Brnął w puszcz matecznikacz, wykrotach. Nie będzie już puszczy, Będzie park Jordana – pełen błota….