Baśń, która pieśnią coraz ciszej,
Stuliwszy skrzydła, bór kołysze
Wśród drżących liści, co w ustroni
Śpią zagubionew stawu toni –
Dla mnie, dzieciaka, kolorową
Była papuga. Leśną mową
Ona mnie słów uczyła pierwszych
I najwcześniejszych moich wierszy,
Gdym w cieniach boru i pomroczach
Śnił, chłopię o rozumnych oczach.
Dziś, gdy odwiecznych lat kondory
Wstrząsają niebo szumnym lotem
I lecąc mimo – dudnią grzmotem,
Nie mogę śnić, jak do tej pory
Śniłem, wsłuchany w nieb klangory.
Gdy sypiąc puch z lekkiego skrzydła
Cisza na chwilę mię usidla –
Nawet i wtedy śnić bym nie śmiał
O zakazanych rymach, pieśniach,
Chyba że serce me nawałą
Tonów jak harfa by zabrzmiało.