Pan od przyrody

Zbigniew Herbert

Nie mogę przypomnieć sobie
jego twarzy
 
stawał wysoko nade mną
na długich rozstawionych nogach
widziałem
złoty łańcuszek
popielaty surdut
i chudą szyję
do której przyszpilony był
nieżywy krawat
 
on pierwszy pokazał nam
nogę zdechłej żaby
która dotykana igłą
gwałtownie się kurczy
 
on nas wprowadził
przez złoty binokular
w intymne życie
naszego pradziadka
pantofelka
 
on przyniósł
ciemne ziarno
i powiedział: sporysz
z jego namowy
 
w dziesiątym roku życia
zostałem ojcem
gdy po napiętym oczekiwaniu
z kasztana zanurzonego w wodzie
ukazał się żółty kiełek
i wszystko rozśpiewało się
wokoło
 
w drugim roku wojny
zabili pana od przyrody
łobuzy od historii
 
jeśli poszedł do nieba
 
może chodzi teraz
na długich promieniach
odzianych w szare pończochy
z ogromną siatką
i zieloną skrzynią
wesoło dyndającą z tyłu
 
ale jeśli nie poszedł do góry –
 
kiedy na leśnej ścieżce
spotykam żuka który gramoli się
na kopiec piasku
podchodzę
szastam nogami
i mówię:
– dzień dobry panie profesorze
pozwoli pan że panu pomogę
 
przenoszę go delikatnie
i długo za nim patrzę
aż ginie
w ciemnym pokoju profesorskim
na końcu korytarza liści

5/5 - (1 głosów)
Zbigniew Herbert

Wiersze popularnych poetów