Chwile, w łagodnej utworzywszy drodze
Plękność, z pod każdej powieki świecącą,
Grają tyranów rolę, skoro srodze
Jasność w posępną brzydotę roztrącą.
Czas, wiecznie chyży, do lata się bierze
I pcha ku zimie, tu ono zamiera:
Mróz sok tamuje, giną liście świeże,
Piękność śnieg przygniótł, wokół pustka szczera.
I gdyby lato nie było, jak owy
Wyskok, śród szklanej uwięziony flaszy,
Z jego pięknością byłby też gotowy
I koniec samej piękności, że w naszej
Jużby zagasła pamięci. Atoli
Kwiat li swój pozór traci z zimy woli.
tłumaczenie Jan Kasprowicz
William Szekspir