Twoja ocena

Droga tajemnic

Błękitniejący umarłych proch rośnie w ziemi mocny jak żywioł i na oczach pisze co noc kręte znaki jak mróz na szybie. Białą czaszką kołysze księżyc, stosy planet utkanych z kości, zagubisz się, pomylisz – w tym tokowisku zwierząt szklistym włosem porosłych. Łasi się grom i ciemność do twych stóp: skuś się tylko i poddaj, a … Czytaj dalej


Tadeusz Gajcy

Żebrak smutku

Świa­tłom jak ku­ran­tom zło­ci­stym prze­biegł dro­gę czło­wiek po drob­niut­kim świ­ście – chi­ty­no­wy nie­mal. Dziew­czy­na sto­ją­ca na skra­ju me­lo­dię na­kry­ła far­tu­chem jak li­ściem. Usta mia­ła ma­leń­kie i pręd­kie, a szysz­ka świe­ci­ła w jej ręku jak klej­not albo lu­ster­ko. Po śpie­wie czło­wiek się wspi­nał, grzbiet wy­gar­biał jak owad, pew­nie pła­kał – bo w sło­wach jak w bursz­ty­nie … Czytaj dalej


Tadeusz Gajcy

Czarne okna

W kan­ty­le­nie ma­cie­rzan­ki za­pach uśmiech­nię­tych nocą wo­dził chłop­ców, jak w le­gen­dzie cho­dzi­li w za­świa­tach pod okna­mi czar­ny­mi dla oczu. Nad gło­wa­mi nocy zło­ty jeż, księ­życ w wło­sy się wto­pił jak wia­nek, nie wie­dzie­li – czy noc to, czy wiersz – gu­biąc gło­sy jak trzci­ny roz­chwia­ne. A w la­tar­niach z tru­dem się cho­dzi w ja­kimś in­nym … Czytaj dalej


Tadeusz Gajcy

Do zmarłej

Pu­sty po to­bie po­wie­trza słup oczy mi mro­zem prze­kłuł; do­cho­dzi do mnie świer­got twych stóp go­łę­bich: sze­lest suk­ni naj­lżej­szy, ko­ra­li dźwięk okrą­gły, ni­kły jak dzwon­ków pęk u gło­wy two­jej w ko­ście­le. Ze snu po­wsta­ję i cie­niem rąk nie­rze­czy­wi­stych dla mnie i trud­nych szu­kam od­de­chu two­je­go. Skroń zgi­na mnie cięż­ka jak ka­mień – i wi­dzę przez … Czytaj dalej


Tadeusz Gajcy

Do potomnego

Je­stem jak ty za­pew­ne: ni­sko, a jesz­cze ni­żej źdźbło i kret. Nie­bo ró­żo­wą idzie kre­ską i na pa­pie­rze zgi­na brew; krze­sło pode mną, da­chu ję­zor spły­wa ce­gla­sty, dło­nie czy­ni po­dob­ne nocy. Są go­dzi­ny, że mar­twe pal­ce ci­cho leżą jak gdy­by śpiąc, uwie­rzyć trze­ba, że ob­raz ten to na po­wie­trzu od­bi­cie pta­ka albo drze­wa i tyl­ko … Czytaj dalej


Tadeusz Gajcy

Czas

Kie­dy po wło­sach krę­te pło­my­ki wiją się po­śpiesz­ne i iskra wzrok wy­pa­la, czo­ło w sieć za­mie­nia, twe ręce prze­ora­ne ogrom­nym po­wie­trzem ku­li­stym bar­dzo – drżą. Za oknem jak kra­wę­dzią dwu od­mien­nych świa­tów jest ciem­na po­goń pla­net, mil­cze­nie ka­mie­nia i nie­bo dy­miąc głu­cho pły­nie cie­niem stat­ku, pod któ­rym wie­ją skrzy­dła że­gna­ją­cych rąk. A świa­ty są ogni­ste … Czytaj dalej


Tadeusz Gajcy

Ballada o stajence

Mat­ka peł­na uśmie­chu i che­mii dło­nie za­my­śla­ła w ba­lii co wie­czór… a nad dłoń­mi ty­mi trzej kró­lo­wie spóź­nie­ni pła­ka­li. Na­wet anioł­ki. Gip­so­we i krą­głe na ko­lę­dach jak wiel­błą­dach fru­wa­ją­ce, krót­kie szat­ki ha­fto­wa­ne ogniem na jej rę­ce zrzu­ca­ły w lo­cie. Wo­da nie by­ła zwy­kła. Ze źró­deł, gdzie ka­dzi­dło ro­śnie i mir­ra, pal­ma tak­że. I w li­ścia­stej … Czytaj dalej


Tadeusz Gajcy

Bajka

Chiń­ski ce­sarz w ma­lo­wa­nej tru­mien­ce za­mknął oczy sko­śne jak łód­ki, włos fa­li­sty za­ci­snął w ręce, wło­sa strze­gły je­le­nie ma­lut­kie. Już ostat­nie spły­nę­ły łez­ki, czar­ny bon­za przy­klę­kał nad szar­fą, kie­dy Lo­jo­la w pan­to­flach nie­bie­skich sta­nę­ła kru­cho i pła­ka­ła bar­dzo. Lo­jo­li lek­ki lok, jej lok ce­sarz tu­lił do mar­twe­go ki­mo­na, jak dzwo­ne­czek ko­ły­sał lok blond, o Lo­jo­lo, … Czytaj dalej


Tadeusz Gajcy

Ballada o chłopcu przydrożnym

Po­dob­no anioł ku­la­wy wziął go przy­kro za wło­sy i sprę­ży­nę nie­wi­docz­ną tknął. Jak za­baw­kę, jak brzę­czą­cy ba­dyl za­sa­dził na ki­lo­me­trze szes­na­stym. Po­tem aniel­skie war­gi otwo­rzył, dłu­go pa­trzał i od­jął rękę swą. Obok wą­sa­tych w ko­łach wo­zów, śmi­gieł bla­sza­nej tra­wy, nad rę­ka­mi wła­sny­mi się mno­żył, zie­le­nią po­wol­ną rósł w głę­bo­kiej li­te­rze ust chło­piec przy­droż­ny. Dzień po … Czytaj dalej


Tadeusz Gajcy

Ballada czarnoksięska

Pod sier­pem żół­tej źre­ni­cy ludz­kiej, ja­strzę­biej czy ko­ciej, na sło­wie wy­ję­tym z gwiaz­do­zbio­rów noc­nych ża­łob­ny utknął pa­zno­kieć. Rysę na dźwię­ku sło­wa za­zna­czył moc­no aż do krwi i so­kiem tym po­czął ry­so­wać wzo­ry sub­stan­cji mo­drych. Pod po­kry­wą z mar­twe­go sre­bra za­ki­pia­ła woda ba­śnio­wa i bu­rzy­ły się zio­ła, skrę­ca­ły aż ge­stem mu­siał pro­sto­wać. Brwi sku­pi­ły tu noc … Czytaj dalej


Tadeusz Gajcy