Pod opalonym naskórkiem krew podrażniona boli –
w krętych opętlach tętnic życie wylewa wisłą,
w cienki nabłonek wargi ciśnie się krwawo półkolem,
rumieńcem zgrzanych policzków w manifest chce mi wytrysnąć –
cieszę się: życie! (wykrzyknik); oddechom daję posłuch,
że niby: lat siedemnaście,
że niby: jestem szczęśliwa,
a przecież jestem nadziana na pal, na własny kręgosłup
(mam w sobie śmierć nieuchronną jak igła krążąca w żyłach),
to nie da się przekabacić,
i nie da się przeżebrać:
w prześwicie słońca przez dłonie mogę pięć kości dostrzec –
pod pomarańczą piersi jest suche jak gałąź żebro,
a pod gibkimi mięśniami jest sztywno chruściasty kościec –
Oczami jak agrafkami
ostro wpięłam się w świat,
żółto strzelony promień
w źrenicę wwiercił się jak świder –
znienacka srebrzystym dyskiem
blask w odbłysk tęczówki wpadł,
znienacka w przymknięciu powiek
wzrok z chwytu świata się wydarł –
pamiętasz, jaki ma znak
w dwa serca rozcięta grusza –
i jaki na wargach smak
zostawia jabłeczny rozgryz?
soczysty wytrysk czereśni,
gdy podniebieniem ją zdusisz,
jest zwiastowaniem bolesnym
i lipca chrzestem szczodrym –
Ostrość. Czujność. I baczność.
: broń naostrzona – zmysły
w walce z dniem, co jest dzisiaj,
zdobywam następny dzień –
zgrzyt żwiru, żarna i żużlu
jest wiedzy tajnym domysłem,
a łupem jest to i tamto
i wszystko, wszystko, co wiem.
Walko, tania sentencjo,
w której zwycięstwo jest klęską,
w której zdobywasz kwadranse,
któreś właściwie już oddał;
pod lśniącą klingą – źrenicą,
siekącą ostro i gęsto
wyczuwam twarde obrzeże –
pusty jak zero oczodół. – –