Przypadek

Zuzanna Ginczanka

Rzecz jest w tym, że mieszkam wygodnie:
pięć pokoi — no i tak dalej,
że nie pojmę, co to wygłodnieć,
co to zmarznąć (noc słońcem wstaje);
rzecz jest w tym, że obok kominka
chwile są awemarią drżące,
że mój trud się topi w spoczynkach —
jak miód w ustach (noc wstaje słońcem).

Ja
mam szesnaście lat —
wyrzeźbiła mi ciało harmonia,
wyrzeźbiła mi rysy duma.
Można miłość zdobyć jak świat
w rozmarzeniach, w dzwonnych zadumach
i w kwitnących wiosną jabłoniach,
gdy za kwiatem opada
kwiat.

Czyż cyfry statystyk powiedzą:
jak graniczną miedzą,
chodnikiem z deszczułek,
przedzielił zaułek
mnie
i
ją?

Ona ma szesnaście lat.
Wykoślawił jej ciało tryper,
wypokraczył jej rysy
syfilis.
Nawet nie wiem, jaki jest świat,
(zatopiona w dzwonnych zadumach
i kwitnących wiosną jabłoniach,
gdy za kwiatem opada
kwiat…)
Wiem to tylko, że miała już dziecko,
że jej wóz cztery palce urwał,
że tradycję ma starą, szlachecką:
jest po matkach i po babkach
kurwą

Rzecz jest w tym (dzień słońcem się chyli) —
trza żołądek co dnia nasycać,
gdy jak wątła łodyga lilii
z bólu skręca się dwunastnica;
rzecz jest w tym (dzień chyli się słońcem) —
trzeba zdobyć złoty na opał,
gdy jak bez liliowiejący
w mróz fioletem twardnieje stopa.

Gdy mijamy się w zaułku,
jest właściwie już wszystko jedno:
takim samym mijamy się krokiem,
takim samym mijamy się wzrokiem
i ten sam przepala nas wstyd,
nieznajome szesnastolatki,

i
mnie —
za przypadek.
Wzrok ucieka w bok po deszczułkach
i kulawy ściga go traf:
urodziłam się po tej stronie,
ona zaś po tej drugiej stronie
zaułka.

4.7/5 - (3 głosów)
Zuzanna Ginczanka

Wiersze popularnych poetów

O zmierzchu

Słońce zgasło. O, jakże zwinne są i młode Zmierzchy czerwca, nim w północ głuchą się przesilą! Po wargach twoich dłonią, kształt czującą, wiodę, Jak po koralach, morzu wydartych przed chwilą… Spleć stopy, przymknij oczy – i nazwij to cudem, Żeśmy razem, dalecy od dziennego znoju!…

Pieśń kruka

„Przybyłem z bardzo daleka By przynieść niedobrą nowinę. Przeleciałem nad górą, Przeszyłem niską chmurę, Zobaczyłem w stawie odbicie własnego podbrzusza. Leciałem bez wytchnienia, Sto mil bez wytchnienia, Żeby znaleźć twoje okno, Żeby znaleźć twoje ucho, Żeby przynieść nowy smutek Co odbierze ci otuchę snu, Co…

Dziwny sen

Dziwny sen miałem z wieczora, Trwał jakby przez wieczność całą – Tyś była falą jeziora, Ja byłem nadbrzeżną skałą. Nie żałowałem tej zmiany, Żem skałą, a nie człowiekiem; Marzyłem, żem jest kochany… A wiek przemijał za wiekiem – Nie żałowałem, że głuchy Głaz nic powiedzieć…