Agonia

Zuzanna Ginczanka

Kreślą się żółte gwiazdy
sentymentalną lirą –
Artemis biała i smukła
w księżyca przegląda się lustrze –
taki już gwiezdnych przeznaczeń
tajemnie zapadł wyrok:
nic cię nie może zbawić,
nic cię nie może ustrzec:
: zdychasz, stara Europo,
patosem brzękniesz jak trup,
„o Francjo, – o Anglio, – o Niemcy, – o Litwo!!!”,
zanosisz się suchotnico
kaszlem żołnierskich rytmów
(: więzi bęben takt stóp),
gnijesz gangreną – policją,
ociekasz kodeksów ropą –
– zdychasz, stara Europo!
Jakże czeremchy naręcze
w wąskie flakony ustawiać?
Jakże mi maj rozparskany
w chomąty
gnać
tabulatur?
Wyżarł twój ląd, wyżłopał
wolność, jak słodki nabiał,
przeżarł się, stara kanalia,
miodem rozgrzanych kwiatów –
O drogo u stóp skomląca,
gdziekolwiek, gdziekolwiek pójdę,
credo moje najdroższe,
bliźniaczo zrośnięte ze mną –
spotka nas zwykły drogowskaz,
rozłupie szlak wagabundom
(: więzi bęben takt stóp)
i ogołoci z konarów
zwykłe, pokorne drewno;
ale się w mózgu lęgnie
jak w leszczynowym orzechu
świadomość nikła i wątła,
że wyjście jest prawie obok
(przez cynk, przez metal i ołów
prąd ostry wybłyskiem – przeszedł)
: zdychasz już suchotnico,
zdychasz, stara Europo –
taki już gwiezdnych przeznaczeń
tajemnie zapadł wyrok,
nic cię nie może zbawić,
nic cię nie może ustrzec –
– kreślą się żółte gwiazdy
sentymentalną lirą,
Artemis biała i smukła
w księżyca przegląda się lustrze –

Twoja ocena
Zuzanna Ginczanka

Wiersze popularnych poetów

Okno na tamtą stronę

Mam okno na tamtą stronę, bezczelne żydowskie okno na piękny park Krasińskiego, gdzie liście jesienne mokną… Pod wieczór szaroliliowy składają gałęzie pokłon i patrzą się drzewa aryjskie w to moje żydowskie okno… A mnie w oknie stanąć nie wolno (bardzo to słuszny przepis), żydowskie robaki……

Ocalały

Dla B. V. Od tego czasu, o niepewnej porze, Powraca tamto cierpienie, I jeśli nie ma się przed kim wygadać, W piersi piecze go serce. Znów widzi twarze towarzyszy Sine o brzasku, Szare od pyłu wapna, Nie do odróżnienia we mgle, W sennym niepokoju zabarwione…

Krajobraz II

Drzewa żywą krwią wzbierają i bolą Zielona kukułka w wiklinie Gryziony pęd zapiecze w ustach gorzką solą Gdy gardło wieczoru milknie Sztylety zabijają rzekę po kryjomu Tętno wody stygnące i sztyletów poślizg Na lasu zwęglonych ramionach Gaśnie pejzaż naszej miłości Luizo mnie tu wszystko do…