takiemu jednemu, wymyślonemu. z dzieciństwa
tylko ty potrafiłeś tak mówić, że mogłem cię słuchać
przez kilka paczek papierosów, chociaż nie paliłem.
gdy kładłeś łyżkę na stole rozstępowały się ściany
i głos słyszałem metaliczny, z nutą ciemnych odmętów morza.
i głos mówił do mnie: to kpiarz i błazen, nie wierz mu
w nic, bo tylko w ten sposób uwierzysz we wszystko.
tak bardzo nie lubiłeś, gdy mówiłem o tobie rozwlekle,
kadziłem barokowym stylem, ubierałem jak manekina. ale
wierz mi – to było niezbędne, by mogli się na tobie
poznać. by w końcu uznali, że ty jesteś pan
lasu. przy naszym drzewie, co je chciałeś kiedyś
ściąć moim nożem, a tak naprawdę zraniłeś mnie w palec.
tak – tyle razy wystawiałeś mnie przed tym, co jest naprawdę,
że w końcu przestałem wierzyć i uwierzyłem we wszystko.
bo teraz mój drogi – idziemy przed siebie i zdawać by się mogło,
że ja idę za tobą, a ty idziesz za mną. i nie wiem gdzie
dojdziemy. ciągle wiem tylko,
że przy tobie jedynie umiem tak się zapatrzeć,
jak szyba w przechodniów
nie dotykając dna, odbić się od upadku
Tomasz Pułka