I jeśli Adam powiedział
A,
to mierząc w linii prostej, do punktu B jest
tylko zaprzeczeniem. Piękne są rzeczy
opierające się dzierganym gestom, nitkom
wywleczonym na pełną pełnię, której,
co prawda, nie ma. Ale która kiedyś, raczkując,
będzie. Jak to niegdysiejsze pojawianie się
piasku i pisku, gdy leżąc na plaży, opalały
ciała. Z ciała jest, przez ciało jest poza
kontrolą tego, co kiedyś wyssane z palca
pieśni. A powtarzam za Tobą, bo cenię
sobie rozłogi mgły czepiające się snu i
wyjdę na spacer, zgodnie z kierunkiem.
Nefryt jest raną, po której pozostaje ślad.
I suknia i album, morze wygładzone jak
płótno. Na płótnie plama, między plamą
a kochanką cienka strużka śliny. W niej
jest schowek, więc wyjmij broń ze schowka!
i jeśli spudłujesz, Adam, druga kula
nie dosięgnie już węża, A żadna z następnych
nie draśnie już świata. Kuszenie pokusy,
to to, co nazywa się granicą. Jeszcze otwarte
usta, bibułka między wargi. Wiatr znad
lasu, czyste zboże, cztery morgi drzew.
W końcu lepsi niż pepsi, pepsi i dziewczęta,
dziewczęta i hasz.