dla Krzysia i Różyczki
Ten wiersz się łączy z poprzednim. Słońce nie ma twarzy,
zwłaszcza dzisiaj. Poprzednio brało sobie urlop
i mogliśmy wyjść z pracy, patrzeć prosto w ciemność.
W pracy nie było najgorzej. Nie było co robić,
więc poświęcaliśmy się słowu
mówionemu. To takie proste: otwierasz
usta i coś z nich wychodzi, i nie jest to bynajmniej język
w stanie czystym. Pomyśleć, że tyle pięknych
istot obchodzi się całkiem bez słowa, na przykład ten pan,
który rozkłada pamperki po stołach i potem je zbiera.
Ucieleśnienie nadziei na miłe popołudnie
przy lampce czegoś mocniejszego. Ach, słowa
nabierają sensu, a potem… Popatrz, wyglądasz jak zmęczone zwierzę.
Paradoksalnie rzecz ujmując, każdy z nas
jest podobny do kopca termitów i nasi mieszkańcy
mogą się swobodnie mieszać, ale tylko
w ograniczonym zakresie. Ograniczonym przez co?
Spytajmy raczej przez kogo, czujemy się przecież kimś.
I czujemy, że ten, co jest nad nami, też jest kimś,
bo jakże to, być we władzy zwykłej małpy
i mówić do niej: Ty świński skacowany pomidorze.
Forma tego wiersza pozwala na powiedzenie czegoś więcej.
Sam nie wiem jak to jest, chcielibyśmy być świadomi
wszystkiego, a potem mówimy: Sorry,
nie było mnie przy tym, byłem w kuchni.
Niektóre kobiety pół życia spędzają w kuchni
i trudno się dziwić, że chciałyby wszystko
widzieć od kuchni. To dla nich wymyślono
masę nieistotnych rzeczy, i wcale nie dlatego, że kiedyś
leżano z nimi w dobrych objęciach seksu.
Od czasu do czasu ktoś nam każe
całować je po rękach i wtedy zastanawiamy się: Kpi, czy o drogę pyta.
Całować to my możemy jakiś ładny
tyłek, podziwiając smugę włosów między pośladkami,
o ile jest rzeczywiście ładna. Niektóre pośladki
są ładniejsze od niektórych symfonii. Gdzieś o tym
czytałem, widać ktoś już pisał o dupie wierszem. Czuję się
coraz to bardziej rozśmieszony i, jak stwierdził Jarek
Górnicki, pokażcie mi kogoś, kto rzeczywiście uważa,
że jest śmiertelny. Zawsze możemy liczyć
na to, że ktoś, kogo pokochamy, jeszcze się nie narodził:
tylko młodzież się pieprzy z własnym pokoleniem.
Ale ja tu zabawiam Państwa anegdotami, a tam gdzieś
na Trzecim Świecie odbywa się poważna konferencja
naukowa i idzie na to kupa kasy. Proszę sobie
wyobrazić: kwiat krakowskiej profesury podczas
dyskusji z kwiatem profesury warszawskiej. Takie rzeczy
powinno się puszczać w kinie ku uciesze gawiedzi,
niestety gawiedź nie wie, co dobre. Wczoraj na przykład
piłem Kasztelana i wydawał się całkiem znośny,
a potem rzygałem jak kot. Madzia opowiadała o kocie,
który ugryzł jej koleżankę w palec, a potem zdechł. Tyś,
bracie, dostał młyn, a ja dostałem kota. Fakt,
że niektórzy z nas umrą w dzieciństwie, jest znacznie
poważniejszy niż to, że inni pójdą siedzieć
za przekonania. Przekonania można mieć
takie lub owakie, niektóre z nich nazywamy zbrodniczymi i właśnie te
lęgną się najczęściej w więzieniu, dlatego
więzienia należy zamknąć i wszystkich posłać na stryczek
albo na elektrowstrząsy. Śmierć
jest znacznie ciekawsza od siedzenia w kiciu, podobnie
jak pisanie wiersza przewyższa pisanie podania. Kici kici, o Matko
Boska, niech się to wszystko ładnie zaokrągli, przecież
wciąż myślimy o sobie nawzajem tak dobrze.
Adam Wiedemann