Miłość bez jutra

Tadeusz Gajcy

Mój sen śmier­tel­ny cia­łem speł­niasz
i sło­wem pło­chym w śnie po­czę­tym;
pu­szy­sta wło­sów two­ich per­ła
jak pło­mień krą­gły w po­ściel spły­wa,
gdzie dłoń pie­rza­sta jak z igli­wia
roz­dzie­la cie­nie ciał od lęku.

Mó­wi­my szep­tem krwi ła­god­nej
słu­cha­jąc w so­bie: niech w nas pły­nie,
niech nie­sie – świa­tło jak w ro­śli­nie
prze­świe­tli serc pla­ne­ty małe
i obu­dzi­my się słu­cha­jąc
sze­le­stu chmur i gra­nia wody.

Bo tyle tyl­ko jest w nas cie­pła,
co dłoń zdzi­wio­na ob­jąć zdo­ła,
i trwo­gi tyle, co za­krze­pła
wy­ry­je w twa­rzy łza jak z ognia
i gło­su w nas, co wy­dać może
w kie­li­chu warg ję­zy­ka ostrze.

Niech pły­nie w nas – mó­wi­my jesz­cze
ten szmer ciem­no­ści, póki księ­gę
ob­ło­ków wiatr prze­gi­na mięk­ką.
Bo tyle tyl­ko wia­ry w pie­śni,
ile ob­ra­zu pod po­wie­ką
zie­mi od­bi­tej osta­tecz­nie.

Twoja ocena
Tadeusz Gajcy

Wiersze popularnych poetów