wywiad
Przepraszam, będzie do mnie dużo osób
dzwonić. Mam dzisiaj pięćdziesiąte urodziny.
Akurat w rocznicę powstania w getcie, więc pamiętam.
Mieszkałem na północy, kiedy wybuchł punk
(Mój Boże! – wtrąciłem się znowu), a potem
baby-boom i mój syn wyglądał
jak wiersz czytany od tyłu:
bardzo prosty, z mnóstwem zaśpiewów
w stylu ooh-wee-ooh. Zmierzch
i upadek cesarstwa rzymskiego
to nie jest lektura na czas grypy,
dlatego spóźnieni na epidemię
usypywaliśmy lewobrzeżny Żoliborz
z mchu i trawy. Aż się przewróciłem
o swój własny telefon (artysta wpuszcza ciotki,
bo je strasznie kocha. Ciotki się zaziębiają,
lecz wracają do siebie, bowiem nie ma dzieci,
które by poszły ich śladem).