Panama smile

Agnieszka Wolny-Hamkało

Zimowe słońce jest stare i przez to bardziej kosmiczne
(metafory solarne są dla małych dziewczynek).
W melancholijnej scenerii zimowej Lizbony
poznajemy dobroduszną Pilar, jakby przyszła prosto
z bliskowschodnich baśni (w Lizbonie?
Aż mnie wylogowało na chwilę):
być zjeżoną pięknością jak Denise z Belasco,
albo chociaż tą kurwą Renatą.

On jest identyczny z samym sobą, płaski
jak weekend w Nevadzie. Tak wszystko odnosi do siebie,
że aż jest niewidzialny. Musisz być bardzo samotne,
moje sensoryczne bóstwo – powiedziała.
Jak będę spadać, to nie stanie się nic takiego, żaden hałas:
pieniążek, który wpada do odkurzacza. Nie lament, raczej kurz
– odparł, marudząc. Niebieski tatuaż, który zrobiono mu zapałką,
teraz się odzywa. Jak stary ząb przerabiany przez konowałów,
zlepiony z metali ciężkich. Gdzieś słyszałam, że wszyscy umrzemy.
Szczerze mówiąc, uważam to za kompletną bzdurę.

Twoja ocena
Agnieszka Wolny-Hamkało

Wiersze popularnych poetów