Mogę tego nie pisać, ale to rośnie, sieje
i coraz trudniej podpalić papierowe miasto,
które pełznie mokre pod szyldami.
Mogę tego nie pisać, ale będę
jak dziobaty facet na szczudłach
z czymś zbyt ciężkim i metalowym
na ramieniu — z językiem przyklejonym do brody.
Serio, chłopaki, mogę nie pisać,
ale to nie znaczy, że nie widzę w nocy
i że styczeń, ta przerośnięta trąba
wywrócona na śnieg, nie zapycha nas
surowym ciastem. I że nie opowiem,
ile waży ciało pod pokładem samolotu
i dlaczego jest coraz lżejsze.