Najpierw ukazał się jej w talerzu pełnym zupy. Nie dowierzała,
kręciła głową, powtarzała: diabły chyba, istne diabły. Potem wszystko
szło na spacer, ale wracało i było już coraz gorzej. Patrzyła na mieszkanie i dni
które ją wypełniały, wszędzie widząc szeregi cieni, odłamki mlecznych zębów. Droga
do sklepu okazywała się pasażem cudów, nagłych objawień,
blaskiem świec na dachach.
podejrzenie, że jednak jest urodziła w wannie
woda opłukująca ciało z balastu codziennych wyrzeczeń naraz zamieniła się
w piasek. krzyczała: diabły chyba, istne diabły, ale wciąż
nie dowierzała, kręciła głową, powtarzała zaklęcia
aż przez przypadek machnęła ogonem.
Tomasz Pułka