Dzisiaj przycinałem z matką winorośl,
byłem głodny, tajałem na słońcu.
Matka wybierała pędy bez owoców
zielone, lekkie. Łamałem je, a sok lepił
palce. Ręce umyłem w stawie.
Matka w słońcu wygląda jak rdza.
Patrzę na nią i widzę tylko mgiełkę dymu.
Jest w tym jakiś sprzeciw, ale pełen
ciała.
Jest w tym jakiś sprzeciw, na skórze,
pod skórą; daleko, wzdłuż tego co jadalne.