Nerwowe wrony jak czarne domino
na śniegu. Rudej maści światło. Cień
ciągnął za nami jak żałobny tren.
Badałam stężenie magnezu we włosach,
stąd kosmyk ścieżki w suchym lasku,
gdzie przez ziemię czuć jesień – powiedziałeś.
Drzewa jak rozdarte ołówki, czaszki
kasztanów pulsowały cicho
w skórzanych skórach pikowanych
mięsnych. Melodyjne dziecko
ciągnęło kapelusz na sznurku,
a tamci nie mogli oderwać oczu
od naszych noży.