Wiersz na wdechu

Tomasz Pułka

Ósmy dzień tygodnia, północ, badanie. Dajmy na to
Węgry: rozgaszone do białości światła i szyfr
pełzający po wargach. Nie rozumiem cię Adriano,
te stoliki zwijają się w kłębek robiąc taki hałas,
że ani cierpliwość ani to wino.

A może wszystko położyć na kancie? Niebo gwiaździste
nade mną
, zapałki w pudełku, owal twarzy rozmyty
w rodzinie. To taka choroba, przecież pamiętasz

jak trudny był ten czwartek. Napis na krześle
rozmienił się na drobne: szpitalny seans,
wyraźny szmer dywanu, powyłamywane nogi

i wszystko wytarte, wytarte. Kurz.

Twoja ocena
Tomasz Pułka

Wiersze popularnych poetów

Jadziem panie Zielonka

Czekam na autobus i się wściekam wprost Księżyc, stary łobuz, świeci prosto w nos Śmieją się latarnie, że mi dęciak znikł Nikt mnie nie przygarnie, nikt Po kieliszkach paru tęskny…

Legendy wigilijne

Jezus w zakładach Kruppa W Essen, w zakładach Kruppa, śód kolosów żelaza i stali, pośród zabawek śmierci, w hucie — płonącej hali — znaleźli w noc wigilijną dziecko śród prochu i bomb, w…

Jedni i drudzy

Są jedni, którzy wiecznie za czymś gonią, Za jakąś marą szczęścia nadpowietrzną, W próżnej gonitwie siły swoje trwonią, Lecz żyją walką serdeczną. I całą kolej złudzeń i zawodów Przechodzą razem…