piaskowe dzieci, wodne dzieci
tak szybko traciły na wadze
wystarczył wiatr, ktoś zaprószył
ogień: szły z dymem, nikt nie zdążył
nawet pocałować ich policzków
chłodnych i płaskich jak noże.
Dzieci nieważkie w powietrzu
grają w pchełki z wiatrem.
Śpiewam im w mieszkaniu Ludwika,
wietrząc okrągłe pokoje
przez które płynie rzeka
męcząca i nieparzysta