Legendy wigilijne

Władysław Szlengel
  1. Jezus w zakładach Kruppa

W Essen, zakładach Kruppa,
śód kolosów żelaza i stali,
pośród zabawek śmierci,
w hucie — płonącej hali —
znaleźli w noc wigilijną
dziecko śród prochu i bomb,
w Essen — w kolebce śmierci,
w zakładach Kruppa et Comp.
Ujrzeli nagle w kąciku
ludzie wieczornej zmiany
ludzki pomiot maleńki
zgubiony czy zapomniany.
A właśnie gwiazdka zabłysła
pierwsza — tak jak w Betlejem,
i błysk jej zabłąka! się w bomby,
w kul i granatów knieje.
Dziecko leżaio na hali
śród brudnych kombinezonów
i ludzie się dziwowali,
aż ktoś wyszeptał — jak Jezus…
I groza przeszła po ludziach,
i dreszcz jak w olbrzymi upal…
i się przerwała na chwilę
produkcja w zakładach Kruppa.
Stanęły na chwilę maszyny,
coś ludzi chwyciło za gardło…
cisza, jak bomba największa,
zawisła — i hala zamarła…
zamarły fabryczne kominy, tryby,
mioty, spirale, wyciągi, miechy
i formy, motory, odlewnie, centrale…
i poszła wieść dziwna po ludziach,
i przerazili się ludzie
straszną i wielką wieścią
o dziecku u Kruppa i cudzie —
Jak na manifest straszliwy
przed halą zbierał się lud
i dziecko widziało ludzi,
i ludzie widzieli cud.
O zmiłowanie prosili,
klękali —
w piersi się bili,
płakali…
Aż nagle przyszła wiadomość –
w ludzkie trafiła mrowie —
Do Essen — zakładów Kruppa,
trzej zdążają królowie…
A tutaj zmrok wigilijny,
a gwiazdka blask srebrny sieje,
a tutaj królowie zdążają…
Cud… cud… jak Betlejem.

Zakołysały [!] tłumy
jak fale, rozbite rafą,
nagle uderzył w ciszę
z głównej centrali megafon —
— Trzej przyjeżdżają królowie
(megafon wyrzucał słowa) —
do śmierciotwórczej kolebki
królowie jadą — po towar…

Wszystkie zmiany do pracy —

Święto w przyszłą niedzielę.

Królom potrzebne bomby,
miny, kartacze, szrapnele…

Ochoczo ruszyły tłumy
do hal, do hut i do bomb.
Wszystkie zmiany przy pracy
w zakładach Kruppa et Comp.
I taśmy stalowe trzeszczą,
żar ognia i krwisty upal…

i zapomniany został
Jezus w zakładach Kruppa…

  1. Cud w okopach

Czekała trwożna Europa,
co tamci zrobią… w okopach.
A tamci wszyscy w okopach
czuli zmęczenie w stopach –
czuli znużenie w kościach,
w oczach-— w sercach — we krwi
I już nie liczyli ataków,
i nie liczyli dni…
Sztab kreślił kreski czerwone,
wył w telefony polowe,
ktoś krzyczał w złamaną słuchawkę –
Baczność — wszystko gotowe…

       W okopach garbiły się barki,
cykały złaknione zegarki,
coś rozbłysło na skręcie,
rosło w linii napięcie.
Żyły tętnią, na skroniach,
mapy żarzą się w dłoniach,
oczy mrużą się wściekle,
w pulsach tętni i drga,
wszystko we krwi dygocze,
by już krzyknąć: „Hurra”…
już wycykał zegarek
beznadziejność i smutek,
w błędnym kręgu latarki
wskazał równą minutę
Zaraz atak — wnet ruszą
z bagnetami na drogę,
zaraz runą na siebie
ludzkie linie dwie wrogie,
zaraz weżrą się w siebie,
zaraz w siebie się  wczepią,
w bruzdy ostrza zanurzą,
krwią się oczy oślepią.
Zaraz wgryzą się wściekle
kolby, ostrza i palce,
zaraz ludzkie dwie fale
w czarnej zderzą się walce.
Jeden sztab jest gotowy,
drugi sztab uprzedzony
i czekają na alarrn
ludzkie linie — dwie strony.
A tu zmrok już zapada
nad odcinek liniowy.

Patrzcie — gwiazdka zabłysła —
wieczór jest — wigilijny.
Palce twarde na cynglach,
nerwy — charty puszczone,
serce — łomot i gnanie,
oczy — kręgi czerwone —
niech zakrzykną — niech puszczą,
jak się urwą psy ludzkie,
w drganie, bicie i kłucie,
krwawą siejbę i młóckę…
Trrrr… telefon i sygnał,
strzał — z okopów ich wygnał.
Sygnał w serce się wwiercił,
już ruszyli ku śmierci…
Idą, idą dwa wrogi,

          by się spotkać w pół drogi,
krok się wali i pali,
dłoń na kolbie i loncie,
i w tę noc wigilijną
cud się zdarzył na froncie.
Bo gdy przyszli w pól drogi
ludzkie psy — ludzkie wrogi –
zatrzymali się nagle,
ktoś w szeregach pęd zmącił,
coś przejrzeli… ujrzeli…
ktoś broń z dłoni wytrącił…
i gdy doszli do siebie
już rozpędu ostatkiem —
zamiast życia połamać —
łamali się… opłatkiem,
ręce sobie ściskali,
na ramionach płakali,
rozmawiali o domach,
jak ktoś z bratem lub synem…

………………………………….

a ze sztabu dzwoniono —
znów wbiliśmy się klinem…

Twoja ocena
Władysław Szlengel

Wiersze popularnych poetów

Wilk i owce

Wilk, chociaż to ostrożny, przecie że żarłoczny, Postrzegł ścierwo, chciał dostać i wpadł w dół poboczny. Siedzi w jamie a wzdycha; wtem owieczki słyszy. Patrzą w dół, aż wilk w jamie siedzi, ledwo dyszy. Odezwał się na koniec, rzekł do nich powolnie: „Nie wpadłem, za…

Marechiare (Pożegnanie o świcie)

To już świt, nasza noc już kończy się, nasza noc nam już ucieka jak piosenka. To już świt wstaje w sinobladej mgle ranny chłód mnie pieści tak jak Twoja ręka. To już czas, powiedz, czemu tak się lękasz… Już daj mi dłoń, trzeba iść, czeka…

Zbrodnia Luizy

Wśród mahoniowych biurek lśniących płyt kredensów Stąpają nosorożce i mamuty czarne W salonie odczynionym przez wieczór z nonsensu Douglas chrapie w fotelu z poderżniętym gardłem To Luiza sprawczynią tej zbrodni i bredni Ona szyny i mury zawiązuje w pętlę I cios miecza się spełni i…