Nam schodzić nie kazano.
Pod strych, jak koty — po szczeblach drabiny
Przeskakiwaliśmy w pocie i w strachu.
Czekamy na noc — od szóstej rano,
My, co trawimy rozpacz godziny
W lochach skuleni — plackiem na dachu.
Na dachu z twarzą martwą i bladą
Schował się brat — taki drżący Żyd,
Co chciałby zniknąć pod cieniem komina…
Szczęśliwy — zdążył tuż przed blokadą!
Ciągnie się, wlecze leniwy świt,
W pogrzebie lat. Ósma godzina.
Ósma godzina. Zdolnaż jest myśl
Objąć i zgłębić pełznący czas,
Co bije w mózgi ukrytych na szczycie…
Chwila — i wiek. — Wczoraj, jak dziś,
Ale i wielki Jutra Blask
Ludzi — Wolnych do Życia.
Dziewiąta godzina — obłęd i męka,
O pierwszej — serce z piersi wyskoczy,
Minuta wieczności — w rozbłysłej nadziei.
Zaczarowani w piwnicach, we wnękach
Tropią smutne, wyblakłe oczy,
Czy nic się wokół nie dzieje?
Dzieją się rzeczy, o których nie śnili
Mędrcy Kaźni — Inkwizytorzy,
W najwymyślniejszej stosu torturze —
Żywe kamienie, któż by się silił
Z was, co w nieznanej przyjdziecie porze
Wchłonąć bezwład przykutych do łóżek?
U łóżek wezgłowia czai się zmora —
Sygnał klaksonu; Ge-Sta-Po tu!
Do bram po schodach, w drzwi zapukali
Czarni — ludzi szukają po norach,
I to przeciągłe, żałosne: U-hu!
Krzyk i wycie szakali.
Szakale w pobliżu, czyhają gdzieś
I węszą, i śledzą — świdrują oczy,
Bzykają kule — osy uparte…
My nie damy się zdeptać i zgnieść!
Pijany, chwiejąc się — z jamy wyskoczył
Ojciec. Poszli, o pół do czwartej.
Stójże, z dołu gwizdek znajomy —
Dokąd nieszczęsny idzie — Słyszysz?
Baczność — dozorca ostrzega w bramie,
Wracaj — za wcześnie do domu!
Twój to jęk skamieniały wśród ciszy?
Za-bi-ty. Na progu — Ojciec? Nie — Kłamiesz!
Nie kłamiesz i ty, co matkę mą widzisz,
Gdy stygnie, zamiera — szkli jej się wzrok.
Patrz na niemowlę przebite od kul…
Że pod trupami chowani Żydzi,
Żywi — Sekunda dłuży się w rok —
Zemstę dostaną — ziemi tej — sól.
Sól. I serce zaprawiam piołunem
Krwi Kainowej — za padłe miliony
Narodu. Która godzina?
Gdybym władał słowo-piorunem,
Nie udźwignęłyby wasze wagony
Nawet jednego słowa — przeklinam!
Przeklinam za tych, co kląć już nie mogą,
I za tych, co nie usłyszą pobudki
Pieśni wolnych nad murem miasta,
Gdy wołać będzie: O, bogom równi,
Powstańcie do czynu — z rozpaczy i smutku!
Zbliża się czas — za pięć dwunasta.